TAGI (szukasz postów powiązanych tematycznie tu je znajdziesz):

sobota, 31 grudnia 2016

Nowy Rok 2017

Kolejny rok za nami. Kolejny mój rok z Blogiem. Wszystkim stałym i nowym czytelnikom moich wypocin, życzę zdrowia i wielu ciekawych przedsięwzięć do realizacji oraz trochę kasy na ich spełnienie. Pozdrawiam.

piątek, 30 grudnia 2016

Ponad 10 000 wejść!



Zbliża się koniec roku a mój Blog ma ponad 10 000 wejść. To już liczba mieszkańców małego miasta :-) Pozdrawiam czytelników.

niedziela, 25 grudnia 2016

Święta 2016

Ciechocinek


Witam wszystkich nowych i starych czytelników mojego Blogu. W związku z tym, że rok 2016 dobiega już końca, mamy Święta i nadszedł ten moment, kiedy media cyfrowe schodzą na drugi plan a najważniejsze stają się nasze kontakty w realu. Życzę Wam wielu chwil spędzonych wspólnie z najbliższymi w zdrowiu. Niekoniecznie grając w Playstation. Pozdrawiam i zapraszam do czytania. 
Autor

wtorek, 20 grudnia 2016

Lądowisko UFO :-))) w Ciechocinku

(Publikacja: 20.12.2016 r.)

Obraz z Lidara

Patrząc na Ciechocinek z dużej wysokości. Chciałem powiedzieć; patrząc na Ciechocinek poprzez laserowe oko Lidara, w centrum miasta, prawie w samym jego środku można zauważyć pewien ciekawy obiekt. 
To okrągła konstrukcja z rozchodzącymi się promieniście od środka liniami prostymi. 
Cóż to takiego? Silos rakiety? Lądowisko UFO? Wylot szybu wentylacyjnego podziemnej fabryki?
No cóż. Niestety nie. 
Otóż wg posiadanych przeze mnie informacji, był to kiedyś zbiornik borowiny. W pobliżu są opuszczone budynki starych Łazienek.
Nie jest to może "znalezisko" sensacyjne, ale jednak całkiem ciekawe.
Betonowy zbiornik znajduje się jak wspomniałem przy budynku nieczynnych Łazienek na Armii Krajowej. Jest tak wkomponowany w teren i zamaskowany krzakami, że przechodząc obok niego myślimy że to po prostu jakiś parkan.
Pokusiłem się o zmierzenie wielkości obiektu. Taką opcję udostępnia Geoportal.
Otóż średnica koła w tym przypadku ma około 80 m.!
Tak sobie myślę. Może by zbiornik jakoś wykorzystać? Nie wiem, lodowisko? Fontanna? :-)Może i fantazjuję. Nie wiem co jest na dnie tego czegoś. Krzaki wszystko zakryły. Zresztą gdyby nawet to pewnie jak zwykle w takim przypadku. 
Nie wiadomo czyje. (Żule chyba wzięli obiekt we władanie, bo dużo flaszek i krzesełko znalazłem w kąciku). 
Nikt nie chce. 
Nie ma pieniędzy. Albo, do niczego się nie nadaje, tylko do zburzenia. 
Za małe miasteczko. Itp. Itd.  

piątek, 9 grudnia 2016

Kapliczka w Brudnowie


Kapliczka w Brudnowie. Jadąc trasą DK91 w kierunku Włocławka, trzeba zjechać w lewo na wiadukt nad autostradą. Po drodze, przy drodze natrafimy na kolejną kujawską kapliczkę w powiecie aleksandrowskim. Przypomina swym wyglądem te, które wcześniej zostały w blogu zamieszczone. Daty postawienia niestety na niej nie ma.
Na tablicy koślawy napis:  
"MATKO NIE OPUSZCZAJ NAS"

czwartek, 8 grudnia 2016

Czerwona fala w Toruniu.

Bieg Św. Mikołajów. 

START



4.12.2016 r. niedziela. Kolejna edycja Biegu Św. Mikołajów w Toruniu. Jesteśmy tam już z Żoną, drugi raz. Za pierwszym razem mieliśmy pozytywne odczucia bo organizator stanął na wysokości zadania i bieg dobrze się zapisał w naszej pamięci.
A jak było tym razem?
Trochę gorzej. Trasa została zmieniona i tak na dwa razy to wyszło. Wiem. O gustach się nie dyskutuje.
Generalnie, powiem krótko. Zaje... fajny medal. Było, minęło. Może trochę  za drogo.


poniedziałek, 5 grudnia 2016

Wzrost zainteresowania czy puste wejścia?

Prawie 9 000 wejść na Blog w listopadzie? WOW!!! Czemu sobie zawdzięczam takie zainteresowanie? Dzięki i pozdrawiam.😏

niedziela, 6 listopada 2016

Półmaraton zaliczony na Biegu Przemytnika

I edycja Biegu Przemytnika

W dniu 5.11.2016 r. w Aleksandrowie Kuj. odbył się I Bieg Przemytnika. Bieg przebiegał na dwóch dystansach. Półmaratonu i Ultramaratonu. Trasa została wytyczona na terenach toruńskiego poligonu. Miejsca na start i metę użyczyło miasto Aleksandrów Kuj. Muszę się pochwalić, że w tym biegu wystartowaliśmy i ja po raz pierwszy zaliczyłem dystans 21 km. W czasie ok. 2 godz. i 30 min. co uważam za osobisty sukces, zważywszy na to, że generalnie nie lubię biegać i nie przygotowywałem się jakoś specjalnie do tego biegu. Ale udało się i kto wie, może dzięki J. Galloway i jego metodzie biegania. Run-Walk-Run. Co w skrócie oznacza bieg, przeplatany przerwami na marsz.
Tyle o sobie. Teraz jak zwykle o organizacji biegu. Powiem krótko - SUPER!!!
Po pierwsze trasa. Bieg przełajowy. Piękne krajobrazy. Lasy. 
Pogoda, może nie była rewelacyjna, ale dała radę.
Po drugie nagrody. Super medale dla wszystkich i piękne nagrody za pierwsze miejsca.
Po trzecie poczęstunek. Najlepszy. Herbata, woda, drożdżówki, kiełbasa, sałatka.
Po trzecie, pakiet startowy. Średni, ale koszulka i torba pamiątkowa całkiem spoko.
Pozdrawiam i proszę o jeszcze w przyszłym roku, nawet gdybym nie startował.
A wracając do samego biegu. Trasa moim zdanie jak na centrum Polski, była dość trudna. Sporo wzniesień. Ale z tego nasze aleksandrowskie lasy słyną.
Podczas biegu towarzyszył mi jak zwykle Polar, dzięki któremu mogłem trochę rozplanować siły na trasie. 5 minut biegu, 1 marszu. Metoda sprawdziła się bo przed metą starczyło sił na finisz, bez zaorania nosem w beton.
Na trasie organizatorzy wymyślili ciekawą metodę sprawdzenia zawodników i utrzymania ich w ryzach trasy. Jako, że bieg odwoływał się do historii okolic i prowadził w ostępy, kiedyś będące granicą zaborów, każdy z biegaczy musiał do wyznaczonego punktu dostarczyć "przemyt" ze swoim numerem startowym. Może ze sportem i walką o czasy niewiele miało to wspólnego, ale akurat tutaj było to uzasadnione i ciekawe. Gratuluję temu kto na to wpadł.
I na tym koniec. ogólnie stwierdzam, że półmaraton nie jest taki zły a bieganie po lesie w trudnym terenie to świetny relaks, hmmm? ekstremalny? Polecam.
Dodam, że bieg rozpoczął się honorowym "przemarszem", biegiem, zawodników przez miasto, spod biura i miasteczka biegowego na linię startu. W trakcie którego towarzyszył nam honorowo Burmistrz Aleksandrowa Kuj. 
Dziękujemy organizatorom za opiekę i za bieg, który (a kilka już widziałem) był jedną z najlepszych, a kto wie czy nie najlepszą z odwiedzonych przeze mnie i moją Żonę imprez. Może będzie to kolejna "lokalna ciekawostka" godna zobaczenia w okolicy.
    

  

piątek, 28 października 2016

Dom wypoczynkowy "Mały Chemik" w Ciechocinku serdecznie zaprasza.

Szczypta kryptoreklamy... :-)

Ul. Widok 18 w Ciechocinku


Są takie miejsca, które darzymy ogromną sympatią i do których zawsze wracamy. W Ciechocinku przy ul. Widok jest takie miejsce, które także może na zawsze stać się miejscem odpoczynku na trasie Waszych krajowych wojaży. 
Pensjonat "Mały Chemik" znajduje się się z dala od głównych ciągów komunikacyjnych miasta, zwykle tak licznie obleganych przez turystów. Otoczony kwiatami, śpiewem ptaków. Na uboczu, ale blisko centrum 
ul. Zdrojowej. W sumie można powiedzieć, że głównej ulicy Ciechocinka.
Ciekawość i zainteresowanie wśród odwiedzających wzbudza nazwa obiektu: "Mały Chemik". Starsi pamiętający czasy PRL-u szybko wygrzebują z pamięci małą walizeczkę z chemikaliami do doświadczeń dla dzieci o ile dobrze pamiętam produkcji rosyjskiej o podobnej nazwie. Czyżby to na cześć tego ustrojstwa? :-) Wyjaśnienie zagadki jest dużo mniej romantyczne. Otóż budynek swego czasu zanim przeszedł w prywatne ręce stanowił część istniejącego do dzisiaj Sanatorium Chemik.
Zapraszamy do Ciechocinka.






Krzyż u wlotu ulicy Akacjowej.



Kolejny obiekt z cyklu postów o przydrożnych krzyżach, figurach i kapliczkach na Kujawach.
Krzyż ten znajduje się na końcu ulicy Akacjowej, jadąc z Aleksandrowa Kuj.

poniedziałek, 24 października 2016

czwartek, 20 października 2016

Bitwa pod Odolionem?! Zatopiony Moniuszko pod Bobrownikami.

Jak się okazuje w necie można znaleźć jeszcze wiele ciekawych informacji wartych zamieszczenia w moim blogu. A moje rodzinne strony mogą się pochwalić bardzo ciekawymi zdarzeniami z przeszłości i to o wiele bardziej godnymi uwiecznienia niż spotkanie dwóch cesarzy - okupantów na aleksandrowskim dworcu...

wtorek, 27 września 2016

Opowieści dziwnej treści czyli "Co to było "święto lasu"?

Wszelkie wydarzenia, miejscowości oraz nazwiska użyte w tej opowieści są pozmieniane. Wydarzenia tu opisane to kompilacja opowieści, własnych przeżyć autora i przede wszystkim plotek, mająca mniejsze lub zwykle większe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Podczas pisania tej opowieści, nie ucierpiało żadne zwierzę. No może poza rybkami w akwarium, które jedzenie dostawały trochę później, niż zwykle. 

Link do opowiadania w formacie epub.


Wstęp.

- Tato... Co to jest święto lasu?
- Święto lasu? Hmm...?
To pewnie jakieś kolejne ustanowione w naszym państwie święto, o którym nikt nic nie wie, ale wszyscy się cieszą, bo będzie wolne.
- Ale tato. Na jednym z tych papierowych, starych zdjęć w albumie z tyłu, masz napisane „święto lasu”.
- To zdjęcia z wojska, mówiłeś przecież...
- Acha... No fakt. Teraz już wiem! Przypomniałem sobie. To było tak dawno... Widzisz synu...To było tak...

niedziela, 25 września 2016

Szukamy parawaniarzy.


Morze, nasze morze. Nasze poszukiwania słynnych parawaniarzy lub parawaningowców nad morzem zaczynamy na Przylądku Rozewie. Dookoła lasy, mało ludzi. Żeby dostać się na plażę, trzeba zejść z wysokiego klifu. Co prawda nie ma słońca, jednak podejrzewam, że nawet w pogodę nie ma tu za wiele ludzi. Sympatycznie. 
Brak słońca powoduje, że parawaniarze chowają się w swoich kwaterach. Parawaniarz to (cytując Wikipedię :-) takie stworzenie, które zawsze po plaży, porusza się z osobistym parawanem. 
Sam parawan to taka szmata, którą rozpina się na kilku kołkach. Oczywiście parawaniarz ma zawsze przy sobie osobisty paramłotek. Wykonany z drewna, który to jest specjalnie przystosowany konstrukcyjnie do wbijania kołków na plaży. Musi mieć taki rozmiar, żeby można było go użyć, nawet w przypadku nadużycia środków relaksujących w puszce i to przy wietrznej pogodzie. 
A do czego służy w/w parawan? Parawan plażowy to zmodyfikowana forma parawanu zwykłego. Udoskonalona technicznie, rozbudowana o kilka dodatkowych funkcji. 
Jedna z nich, to umożliwienie szybkiej aneksji kawałka plaży na własny użytek. Co bardziej zaawansowani w tej sztuce, potrafią zająć nawet kawałek morza.
Druga, to ochrona swoich rzeczy, przed dewastacyjnym działaniem potomstwa innych parawaniarzy.
Oczywiście parawany są w różnych rozmiarach. Większa szerokość czyli, co za tym idzie możliwość aneksji większego obszaru plaży, świadczy o statusie majątkowym jego właściciela.
Zwykle w miejscu ich działania pojawia się charakterystyczne stukanie. Jest to dźwięk, którym w/w zwołują się. 
Osobno, ale razem...
Podobno powstają już związki parawaniarskie oraz zawody w prawaningu. A lobby parawaningowe dąży do wejścia na olimpiadę. 
Na szczęście, samorządowcy nadmorscy powoli zaczynają zwalczać powyższy proceder. 
Mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedyś zjawię się na którejś z naszych popularnych plaż, aby powdychać zapach olejku do opalania, popływać pomiędzy rozlanymi na wodzie kałużami z rozpuszczonych kremów oraz poćwiczyć slalom pomiędzy pomiędzy zgromadzonymi tam tłumnie ludźmi. Nie będę musiał dodatkowo jeszcze ćwiczyć na torze przeszkód z porozwieszanych na półmetrowych palach, szmat.
Póki co, ratownik wywiesił blagą flagę. Niestety musiał poddać się. Trudno, jakby coś to czeka go niezły tor przeszkód...

piątek, 23 września 2016

Pomnik w Wagańcu.

Jeden pomnik, trzy zdarzenia.

(Publikacja: 22.09.2016)


Waganiec. Nieduża miejscowość w powiecie aleksandrowskim. Kiedyś był tu dworzec PKP i jeździła kolejka wąskotorowa. Dzisiaj pozostało po nich tylko wspomnienie. Owszem, budynek Dworca PKP stoi, ale pełni już inne funkcje.
Kiedy zapuścimy się na peron, natrafimy na stojący przy nim pomnik. Przy pomniku wartę pełnią dwie armaty przeciwlotnicze, o ile dobrze z wojska pamiętam S-60.
Na pomniku jedna główna tablica i kilka pomniejszych napisów. Fundatorzy tym jednym pomnikiem uczcili, jak czytamy kilka wydarzeń, które zdarzyły się w okolicy. No cóż, w porównaniu z tendencją co niektórych samorządów do zasypywania niektórych miejscowości, graniczącą ze zboczeniem liczbą tablic i pomników tutaj można by rzec, wręcz o przesadnej skromności. Napis na głównej tablicy głosi:
"Obrońców ojczyzny poległych 4.09.1939 r. poległych podczas bombardowania pociągów w Wagańcu i tych co życie oddali w walce 9 września w Zbrachlinie do grona swych najbliższych zaliczamy. L.C.Waganiec 1991 r."
Pozostałe zapisy:
" Bitwa w Zbrachlinie to największa walka na Kujawach w 1939 roku."

"Bombardowanie pociągów w Wagańcu to fragment największej bitwy lotników Armii Pomorze w roku 1939"
I to na razie wszystko, są tam jeszcze dwa napisy, ale tymi zajmę się później.

Na początek, odnajduję informacje na przedmiotowy temat w następującej publikacji.
Mirosław Krajewski. Kujawy Wschodnie i Ziemia Dobrzyńska w latach okupacji hitlerowskiej 1939-1945). Włocławek 2002
(Tak wiem, wiem kontrowersyjny dla niektórych autor, a przynajmniej jedna z jego prac, ale ja szukam źródeł wszędzie.)

W dniu 4.09. niemieckie samoloty zaatakowały ok. godz. 12:05 na Stacji Waganiec, stojący tam transport kolejowy Oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu w składzie Armii "Pomorze". Śmierć poniosło 35 żołnierzy. Zostali pochowani na cmentarzu w Zbrachlinie.
Miało tam zginąć także 7 Niemców, których miejscowi Niemcy pochowali na cmentarzu w Józefowie.
Poległo tam kilkunastu żołnierzy, Wydziału Pomiarowego OSA z Torunia. 
Miejsce postoju transportu mieli zdradzić samolotom, miejscowi Niemcy. Po ataku 7 Niemców rozstrzelano, reszta uciekła nie przyznając się do zdrady.

9.09. w Zbrachlinie na wycofujących się polskich żołnierzy szosą, miała napaść grupa niemieckiej "V kolumny" a następnie zaatakował ich Wehrmacht. Zginęło tam 27 żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty.

Pewien znak zapytania przy czytaniu powyższej publikacji i zastanowienia się nad jej rzetelnością wprowadza, moim zdaniem jeden mały fragmencik. 
Autor, wspomina o jednym z żołnierzy, który miał zginąć; "przysypany piaskiem i tłuczniem wyrzuconym przez bombę pod mostem" Wraz z 17 żołnierzami WP miał zostać pochowany w Zbrachlinie. 
Przepraszam bardzo, ale w Wagańcu nie ma żadnego mostu. Nie rozumiem, też czy liczba 17 dotyczy żołnierzy ogólnie, czy Wydziału Pomiarowego, bo wcześnie autor podał, że na cmentarzu w Zbrachlinie pochowano 35! żołnierzy.
Idźmy dalej.
Tym razem natrafiam na artykuł Szymona Spandowskiego. Serdecznie pozdrawiam :-) 

Wg tego źródła, w Wagańcu stało 6 pociągów, między 8:30 a 10:00. Czytamy tam, iż w składach znajdowało się wielu rannych. Oraz, uwaga(!) Transporty nie miały obrony przeciwlotniczej, ani własnego lotnictwa!
Skąd więc zatem ten wpis na pomniku? 
"Bombardowanie pociągów w Wagańcu to fragment największej bitwy lotników Armii Pomorze w roku 1939".
O jakich lotnikach tu przepraszam mowa?! i o jakiej bitwie, bo ja mam wrażenie, że raczej mówimy o masakrze. 
Wpis ten potem Wam wyjaśnię, bo jak się okazuje jest jednak zgodny z prawdą. Uważam jednak, że dla kogoś nieuświadomionego, może być cokolwiek mylący. 
Około godziny 12:00 lotnictwo niemieckie zaatakowało transporty. Rozpoczęła się krwawa jatka...
Potwierdza się w cytowanym artykule, że w transporcie znajdowali się żołnierze Dywizjonu Pomiarów Artylerii z Rudaka.
Jednakże jeśli chodzi o liczbę 17, to wymienia się tam żołnierzy 27 Dywizji Piechoty w Armii "Pomorze". Którzy zginęli wraz ze swym jednym porucznikiem artylerzystą - to razem 18!
Mam nadzieję, że odezwą się osoby mające jakąś wiedzę o zdarzeniach z tego okresu oraz o ewentualnych znaleziskach w ziemi z okolic.
A teraz, problem bitwy lotników, czyli o co chodzi z wpisem na pomniku. 
Otóż, chodzi o to, że w czasie, kiedy doszło do ataku na stację Waganiec, pod Poczałkowem (powiat aleksandrowski) miały stacjonować samoloty 141 i 142 Eskadry Myśliwskiej, 4 Pułku Lotniczego, przemianowanego na III/4 Dywizjon Lotnictwa Armii Pomorze.
Ok. godziny 11.30 nad w/w przeleciały samoloty niemieckie. Miały to być; 24 Ju - 87 i 15 Me, Bf - 109 i 110. Ich celem był właśnie Waganiec. 
Polacy podjęli decyzję ataku na wracających z akcji Niemców.
Info ze strony Z. Sołtysińskiego: http://www.puszczyk.vgh.pl/readarticle.php?article_id=56)
Tak doszło do bitwy w powietrzu, nad Poczałkowem. Chociaż co do położenia polskiego lotniska to spotkałem się z informacjami wskazującymi na Seroczki. Ale o tym gdzie indziej.






      

czwartek, 22 września 2016

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Część 4.


Po co jechać w te polskie Tatry? Skoro można w słowackie.
Wystarczy przekroczyć na południu granicę i przed naszymi oczami roztacza się inny świat. Pierwsze co się rzuca w oczy to niewielka, w porównaniu do Polski, liczba turystów. Nic dziwnego. Jeśli łącznie Tatry zajmują 785 km kw., to na część polską z tego przypada, raptem 175 km kw.
Widać to także na szlakach. 
Drugie co nam od razu także rzuciło się w oczy to drogi. W dobrym stanie i bardzo szerokie. Nie wiem czy tak jest wszędzie, ale ta część Słowacji w której byliśmy, pod tym względem nam zaimponowała. Rejon tzw. Smokowców. Miasteczek złożonych do kupy ze Starego Smokowca, Dolnego Smokowca, Nowego Smokowca i Górnego Smokowca.
Do tego wszystkiego było tam bardzo czysto.
Zdecydowanie polecam. Jeśli Tatry, to tylko na Słowację. 

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Część 3


W trzeciej części reportażu z Tatr dla odmiany nic nie napiszę, tylko wrzucę kilka zdjęć. Zdjęć z Doliny Chochołowskiej i Kościeliskiej, oraz z Czerwonych Wierchów.

wtorek, 20 września 2016

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Cz. 2


W pierwszej części relacji z wyprawy w polskie Tatry, ciężko Wam na pewno było doszukać się w mojej wypowiedzi pozytywnych aspektów takiego przedsięwzięcia.



Przejechałem się po tych naszych górach po całości, jak to mówią. Moja wypowiedź mogła by nawet zostać poczytana za prowokacyjną. No cóż, teraz więc coś dla wielbicieli Tatr, którym zresztą do niedawna jeszcze, także byłem.

piątek, 16 września 2016

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Część 1

Krzyż na Giewoncie.
No niby fajne widoki. Tylko, że jadąc tam kolejny raz i kolejny raz już wchodząc na szlaki, niczego nowego raczej tam nie zobaczysz. Przeładowane ludźmi trasy i miejsca. Kolejki oczekujących pod łańcuchami. 
Polskie Tatry w sierpniu. Drogo, drogo, wszędzie drogo i jeszcze raz drogo. Dobrze, że chociaż pogoda była, kiedy tam się wybraliśmy.
Zakopane - jedna wielka stolica tandety. Jarmark z pamiątkami i wesołe miasteczko u podnóża Tatr. Miało być regionalnie a jest globalnie.
Najgorsze chyba z tego wszystkiego (ale narzekam?!) było to debilne "dzień dobry" i "cześć" słyszane kilka razy na odległości
100 m.
Ludzie! Czy Wy naprawdę myślicie, że mówienie wszystkim mijanym turystom na szlaku "dzień dobry" to przejaw waszej grzeczności i hołd dla tradycji?
Nie, to przejaw Waszej głupoty. Owszem, może kiedyś, jeszcze kilka lat temu kiedy po górach chodziło mniej ludzi, miało to sens. 
A owszem! Ma to sens! W niepogodę! Kiedy pierwszego człowieka spotykasz nawet po kilku godzinach wędrowania. Tak, sam tego doświadczyłem. Jest to wtedy fajne.
Ale nie ma to żadnego sensu w godzinach szczytu w sezonie. Naprawdę nie ma co się wysilać!
To tak jak w naszej polskiej windzie. Czemu, każdy kto wsiada do jakiejś tam windy, w jakimś tam budynku, musi powiedzieć zgromadzonym tam ludziom "dzień dobry"? Czy idąc na mecz i wchodząc na trybunę też mówisz wszystkim dzień dobry?
Paranoja.
Na pierwszy ogień w mej fotograficznej relacji z gór idzie Giewont. Góra oblegana przez niedzielnych turystów w laczkach. Zastaniesz tam dzieci wciągane siłą przez rodziców na szczyt. Dwie, trzy osoby "wiszące" na jednym pasmie łańcucha. Wbrew wszystkim zasadom bezpieczeństwa w górach. Oraz debili schodzących z góry pod prąd. "Bo im się nie chce czekać!" Ci są chyba najlepsi. No przecież nie po to lazł tu taki kawał, żeby teraz czekać w kolejce na zejście! A co?! Zabroni mu ktoś?! Policja? Minister? On jest przecież obywatelem, któremu się wszystko należy! Żadnych obowiązków, same prawa.
W ogóle, to ja się pytam, dlaczego jeszcze pod Giewontem, nie ustawiono koszy na śmieci?! Tak... Też takie pytania słyszeliśmy.
Bo jak wniosłeś tu taki kawał, z takim poświęceniem cukierka w opakowaniu. To chyba nic Ci się nie stanie, jak na dół zniesiesz sam papierek?!
Chociaż, to może być dla Ciebie za trudne. Nieść taki kawał papierek.  Może faktycznie byłoby lepiej gdyby pod najważniejszymi szczytami ustawiono, specjalnie dla Ciebie automaty z batonami i puszką ożywczego płynu? I codziennie rano Pani z obsługi wlazła by tu, żeby te kosze opróżnić i naładować automaty. 
Co prawda, Ty nie przyszedłeś tu tak rano, ale na pewno o 6:00, po szlakach TPN przechodzi obsługa i zbiera po Tobie papierki i pety papierosowe. W ogóle Tatry ktoś zbudował przed wojną, żebyś Ty mógł tu przyjechać i sobie pozwiedzać. Tak, to taki "park miniatur" jak nad morzem, tylko większy...



Myślę, że gdzieś tutaj, dyrekcja TPN powinna postawić kosz na śmieci i automat z batonami.


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Memoriał Czesława Wasielewskiego w Brześciu Kujawskim 2016


Memoriał Czesława Wasielewskiego w Brześciu Kujawskim. Impreza biegowa, która nawiedziła Brześć Kuj. 20.02016 r. Profesjonalna strona internetowa zapowiadała ciekawą i dobrze zorganizowaną imprezę. A jak było w rzeczywistości? Niestety nie do końca tak pięknie.
Oto moje wrażenia.
Po pierwsze start biegu został wyznaczony w dość dziwnym miejscu. o gustach się nie dyskutuje, ale tutaj walory estetyczne miejsca raczej zeszły na drugi plan. Jakiś styrany plac służący za parking i plac rozgrzewki. Nie lepiej by było na stadionie?
W dniu imprezy pogoda w lecie chyba zaskoczyła organizatorów upałem... :-) Kurtynę wodą zapewnił przysłowiowy chłop z wężem a wodę do picia baba ze szklankami. Profeska... A tak na marginesie to naprawdę wielkie podziękowania dla tych ludzi, którzy pewnie z serca zlitowali się nad zawodnikami i zapewnili im to czego organizator nie potrafił.
Pakiet startowy... no cóż... Ulotki od sponsorów i butelka błękitnego płynu z Biedronki. 
Meta została wyznaczona w Wieńcu Zdrój, który słynie z pewnej wody mineralnej. Ale generalnie jeśli chodzi o wodę to na biegu było słabo... 
Jedno co było super to wyżerka na mecie. Czernina i burgery. Pycha.
Generalnie słabo.
Nie polecam na przyszłość w takiej wersji.
Na koniec jeszcze ogólna myśl. Z reguły tego typu biegi przyciągają w większości amatorów, którzy kochają biegać. Chcą się spotkać, poczuć ducha rywalizacji. Czy stawianie znaku równości pomiędzy nimi a pseudo zawodowcami uprawiającymi sport w klubach ma sens? Rozumiem, ze nie można zabronić im startu w tych imprezach. Uważam, że osoby takie powinny mieć własną kategorię. Ich czasy zdecydowanie różnią się od czasów amatorów. Może warto o tym pomyśleć. Ale ja się generalnie na tym nie znam i tak se piszę.
Zapraszam na fotoreportaż z Brześcia Kujawskiego.

środa, 17 sierpnia 2016

Kto patrzy na drzwi?


Oj bardzo wątpię, czy któryś z miejscowych czytelników tego bloga rozpozna te drzwi i gdzie się one znajdują. Moim zdaniem ta brama jest ciekawa i godna uwiecznienia na pamiątkę. A jak widać na zdjęciu pewnie już niedługo albo zostanie odnowiona, albo się rozleci.


wtorek, 16 sierpnia 2016

Płucz Stopy! i umywaj ręce...


Odkryty basen w Ciechocinku straszy odwiedzających ruiną, przypominającą Czarnobyl. Opuszczony, niezabezpieczony, nieogrodzony. Każdy może wejść. Każdy może sobie nogę skręcić. Każdy kto doprowadził obiekt będący własnością publiczną do ruiny powinien za to odpowiedzieć. 
Co z tego, że obiekt był nie używany. 
Kto pozwolił na rozkradanie wyposażenia i zniszczenie oraz zarastanie chwastami?! Po tylu latach można sobie tylko pogadać... 

piątek, 12 sierpnia 2016

Kupa



Odkąd pamiętam, Aleksandrów Kuj. kojarzy mi się z tym czymś. 
Charakterystyczna "kupa", która co jakiś czas pojawia się na ulicach miasta. Zwykle pojawia się nagle, zaskakując kierowców. Wyrasta z powierzchni jezdni, tuż przy chodniku. Ogranicza pole manewru samochodów. Zmusza do wjeżdżania na nią. Wręcz do tego zachęca. Zwykle - tu ostrzeżenie - tam gdzie pojawia się jedna, tuż obok należy się spodziewać następnej i następnej... Test "łosia" w takim naszym lokalnym wydaniu. 
Nie przypominam sobie abym gdziekolwiek indziej widział coś podobnego. Ale mogę się mylić. 
Ciekawostką jest, że zwykle taka kupa znika dopiero po kilku dniach. Nie wiem, może musi nabrać mocy prawnej? Albo musi się trochę rozjechać? 
Znika równie nagle jak się pojawia, kiedy wszyscy już się do niej przyzwyczają. 
Ta na zdjęciu ma dwa dni. Bynajmniej wczoraj ją ujawniłem. Zaczynam odliczanie. W komentarzach będę zamieszczał kiedy zniknie.
Ciężko mi zrozumieć algorytm postępowania z "kupą". Ja sobie myślę, że można by np. w miejscu mniej eksponowanym niż powierzchnia jezdni zgromadzić jedną większą kupę, która by tam sobie nikomu nie wadząc oczekiwała na zebranie. Można by również np. wprowadzić zasadę, że zbieramy kupę od razu po jej powstaniu. Ale to by oczywiście narażało zbieracza kup na dodatkowe koszty za spalone paliwo. 
Ciężko... Taka lokalna ciekawostka. 

Ostrowąs - kapliczka z 1946 r.


O MATKO NIEPOKALANA
NIEOPUSZCZAJ (oryginalny napis) NAS
1946

wtorek, 9 sierpnia 2016

Statystyka.

Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa i statystyki.


Dzięki Wam drodzy Czytelnicy w lipcu Blog zyskał na oglądalności. 
6699 wyświetleń strony. Rekord pobity.

26 Bieg Powstania Warszawskiego i obrazki z Warszawki

23.07.2016 Warszawa


Kolejna impreza biegowa za nami. 26 Bieg Powstania Warszawskiego. Impreza jest ukłonem składanym żołnierzom i cywilom, którzy kilkadziesiąt lat temu walczyli o wolność i niezależność swego miasta i Polski od faszystowskiego okupanta. Świetny pomysł na bieg i podobne wykonanie. Bogata oprawa artystyczna to plus tej imprezy. Do minusów zaliczyłbym słaby posiłek na koniec biegu - banan...
Bieg miał miejsce akurat w czasie gdy do Polski przybywali pielgrzymi na Światowe Dni Moździerzy. Starówka rozbrzmiewała językami wielu narodowości oraz rozbłyskiwała feerią kolorów z flag i strojów.
Poza biegiem oczywiście zwiedzaliśmy. Starówka i Muzeum Powstania Warszawskiego - no bo jak nie zwiedzić tego przy takiej okazji.
Wrażenia? Starówka - jak to starówka. Kupa ludzi i restauracje. Tym razem kupa jeszcze większa bo w tych dniach mieliśmy w Polsce (i w sumie jeszcze kiedy piszę ten post to nadal mamy) Światowe Dni Moździerzy. Na Starówce wszędzie obce flagi, tańce, modlitwy. Wesoło, barwnie i tłumnie.
Natomiast jeśli chodzi o Muzeum to nie polecam zwiedzania w niedzielę kiedy jest za darmo. Ludzi tyle, że się do eksponatów nie można dopchać. Warto zobaczyć, polecam. Największe wrażenie zrobił na nas monument z którego wydobywa się odgłos bicia serca. Nie będę tej konstrukcji opisywał bardziej to trzeba poczuć, usłyszeć i dotknąć na miejscu aby zrozumieć. Jedno co uważam za całkowicie bezsensu w Muzeum Postania Warszawskiego to sala ekspozycji Jednostki Wojskowej GROM. Co GROM ma wspólnego z Powstaniem Warszawskim. Chyba tyle, że żołnierze tej jednostki mają prawo nosić na mundurach Symbol Polski Walczącej - tzw. kotwicę. 
Jednostka ta powstała już współcześnie tak więc nie ma żadnej ciągłości pomiędzy tamtymi czasami a obecnymi. Powstańcy walczyli o wolność i niepodległość Polski, ochotniczo i bezinteresownie. Natomiast GROM, z całym szacunkiem dla jego żołnierzy i nie próbując nikogo obrazić, niewiele w świecie dzisiejszej polityki ma wspólnego z sylwetkami Powstańców przemierzających kanały Stolicy. Poza oczywiście osobistym zaangażowaniem pojedynczych osób i ich przekonaniami to po prostu, tylko i wyłącznie dobrze opłacana jednostka wojskowa realizująca swoje zadania w ramach struktur NATO.
W/w sala na pewno fajnie by się odnalazła w Muzeum Wojska Polskiego, ale w Muzeum Powstania Warszawskiego zniechęca sama do siebie. Wychodzimy...! Ja tu przyszedłem oglądać broń powstańców a nie przyciemnione okulary żołnierzy z Haiti... Przykro mi.



poniedziałek, 1 sierpnia 2016

3 Janikowska Dyszka.


2.07.2016 r. miałem okazję być, obserwować i fotografować zawody biegowe w Janikowie. 3 Janikowska Dyszka zaskoczyła super organizacją i kiepską pogodą. Najpierw upał a potem wichura i ulewa. Ale, było fajnie.


czwartek, 21 lipca 2016

Ujęcie wody w Kuczku.


Wielokrotnie przejeżdżałem koło ujęcia wody w Kuczku. Krzyż przed bramą. Od frontu dość stary i charakterystyczny dom. Z tyłu, w tle na górze "wieża" przypominająca wieże ciśnień. Aż wreszcie postanowiłem wybrać się tam celowo, rowerem na mały rekonesans. Co zastałem to zaprezentuję. Ale najpierw kilka odnalezionych w necie zdjęć przedstawiających to miejsce kiedyś. A przynajmniej tak było napisane, że to Kuczek. Z tymi starymi fotografiami trzeba postępować oszczędnie i z umiarem bo nie zawsze dzisiejsza rzeczywistość odwzorowuje to co na zdjęciu a o pomyłkę nietrudno. I tworzą się kolejne mity.






Kuczek leży w powiecie aleksandrowskim. Niedaleko autostrady A1 pomiędzy Raciążkiem a oględnie mówiąc i nie wdając się w szczegóły, Aleksandrowem Kuj.
Znajduje się tam ujęcie wody dla miasta Ciechocinka. Znajduje się tam od lat wielu. Data na jednym z budynków wskazuje rok 1924.
Dla zainteresowanych aspektem fizycznym wycieczki zamieszczam mapkę z informacjami o trasie pokonanej rowerem. Trasa umiarkowanie ciężka bo prowadząca w połowie po asfalcie, w połowie w terenie. Komfortowy przejazd leśnymi drogami tylko na góralu.


czwartek, 14 lipca 2016

Kapliczka w okolicy Słomkowa.



Kapliczka a właściwie jak wołają miejscowi na takie obiekty - figura. Jeśli będziecie przejeżdżać w okolicy Słomkowa i zapytacie o drogę a poszukiwane miejsce będzie w pobliżu to na pewno powiedzą Wam. "Panie to koło figury będzie." Dokładnie nie wiem czy figurka faktycznie stoi w okolicy Słomkowa. Trudno określić administracyjną przynależność tych obiektów. Stoją przy drogach, często w pobliżu nie ma żadnych posesji.
Ta figura przedstawia co widać Jezusa. Nie ma żadnych oznaczeń, które wskazałyby nam datę wybudowania. Stoi sobie samotnie przy drodze i czeka na wędrowców.

wtorek, 12 lipca 2016

Czy to na pewno Aleksandrów Kuj.?


Co przedstawia ta ilustracja? Znowu ogłaszam konkurs. Co można wygrać? Na razie nic, ale znajdę sponsorów to będzie można wygrać wehikuł czasu.
Kolejne zdjęcie?... W sumie nie mam pojęcia jaką techniką została wykonana ta pocztówka. Grafika to czy fotografia? 
Kolejna pocztówka, która niby jest tym co ma przedstawiać, ale jakby coś w niej było nie tak. No bo niby to dworzec w Aleksandrowie Kuj., ale jak się bliżej przyjrzeć to widać różnice. Na początek specjalnie wrzucam tylko samą pocztówkę bez zdjęcia współczesnego, żeby zachęcić czytelników do analizy. Ja w każdym razie widzę tu coś czego nie powinno tu być. A przynajmniej tak mi się wydaje.

piątek, 8 lipca 2016

Zagadka. Gmina czy miasto?



Zgadnijcie proszę (nie znający Aleksandrowa Kuj.) po której stronie granicy stoję. Po stronie gminy czy miasta? Granicę widać bardzo wyraźnie. Wytycza ją linia podziału między asfaltem a piachem.
Dziury w piasku. Koleiny powstałe podczas przejazdu maszyn rolniczych. Nawierzchnia rozkopana podczas prac prowadzonych przy kanalizacji i tak pozostawiona sama sobie. Do tego ciekawostka. Folia rozpięta na kratce studzienki. 
O ile nie jest to pozostałość po opakowaniu tejże kratki z marketu OBI, to pewnie jest to prowizoryczne zabezpieczenie otworu przed osypującym się piaskiem. Ciekawostka :-) 
Tak przedstawia się biedna i zacofana wieś polska. Nędza i rozpacz. Prowizorka i tandeta. Zaniedbanie i olanie.
Dobra żartowałem...
Tak naprawdę stałem na ul. Krokusowej i z terenu Rożna Parcele spoglądałem w kierunku ul. Okrężnej w Aleksandrowie Kuj. Asfalt - to dzisiaj wieś. Do tego zdaję się, sądząc po wykopach na poboczu i oznakowaniu, niedługo "wieśniaki" będą mieli oprócz porządnej drogi nową kanalizę i chodnik. A mieszczuchy będą dalej tonęli w błocie, kopali się w piachu i niszczyli podwozia aut na wybojach. Wbrew pozorom nie są one dziełem maszyn rolniczych, ale zwykłego ruchu pojazdów oraz zdaje się wykonawców jakichś prac przy kanalizacji.
Aczkolwiek, nie wiem czy to przypadkiem nie jest zaplanowany sabotaż... Może to zasadzka na tych, którzy zdradzili miasto i uciekli na wieś? Podejrzane.
W każdym razie. Reasumując, zdjęcie przedstawia jedną z wielu rozwalonych ulic w Aleksandrowie Kuj. Taka lokalna ciekawostka. Żenada. Naprawdę nie idzie tego jakoś wyrównać wałem i posypać kamieniem? Aż takich to wymaga nakładów finansowych? 
Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem.




środa, 6 lipca 2016

Trening rowerowy.

Dookoła Patolandii.

Czas trwania: 01:17:05
Dystans: 19:98 km.
Lubimy zwiedzać świat rowerem. Lubię także trochę się zmęczyć na rowerze. Wymyśliłem sobie, że spróbuję objechać w jak najkrótszym czasie granice naszego "pięknego" miasta. Tak się złożyło, że na liczniku po powrocie do miejsca startu miałem prawie 20 km. Prawie dystans półmaratonu. Gdybym troszkę zwiększył pętle wyszłoby 21. I tak sobie pomyślałem. Idealna trasa na zrobienie jakiegoś biegu. Ja jechałem po różnych dziurach, ale dla biegaczy trzeba równiejsze drogi znaleźć. Problemem mogłaby być ulica Wyspiańskiego. Ale można by ten odcinek nazwać przełajowym :-) Obiektywnie muszę stwierdzić, że po lesie lepiej się jechało. Zapraszam wszystkich do zmierzenia się z trasą na rowerze i poprawienia czasu. Ostrzegam, że trasa biegnie częściowo po lesie i wymaga użycia roweru, który tam pojedzie. (Trasa jest dostępna na profilu Polar Flow.) Aczkolwiek nie musi to być rower z górnej półki. Zwykły sztywny góral lub treking z dobrą ramą i kołami tam spokojnie sobie poradzi. Myślę, że koszt takiej maszyny zamknie się w kwocie około 1000 zł. Również rejestracja Waszych wyników nie musi być prowadzona na Polarze czy innym sprzęcie z wysokiej półki. Wystarczy smartfon, albo licznik rowerowy. Jeśli chcecie długo nim pojeździć nie przesadzajcie z obniżaniem kosztów... ;-) Ale bez przesady, żeby być fit nie trzeba kupować nasion chia i jagód goji. Nie każdy jest żoną Roberta Lewandowskiego...  Pozdrawiam biegaczy i kolarzy.

  

wtorek, 5 lipca 2016

Kapliczka w Chrustach.

(Publikacja 5.07.2016)


Kapliczek u nas dostatek. Tym razem rejon Chrustów. Pozornie niczym nie wyróżnia się od pozostałych. A jednak. Z przodu napis najzwyklejszy. 
"O Maryjo!
Bez grzechu poczęta
módl się za nami
którzy się do Ciebie uciekamy."
Dziękuję za poświęcony czas. Aby kontynuować przeglądanie starszych wpisów kliknij na link "starsze posty" lub wejdź w archiwum.