TAGI (szukasz postów powiązanych tematycznie tu je znajdziesz):

wtorek, 27 września 2016

Opowieści dziwnej treści czyli "Co to było "święto lasu"?

Wszelkie wydarzenia, miejscowości oraz nazwiska użyte w tej opowieści są pozmieniane. Wydarzenia tu opisane to kompilacja opowieści, własnych przeżyć autora i przede wszystkim plotek, mająca mniejsze lub zwykle większe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Podczas pisania tej opowieści, nie ucierpiało żadne zwierzę. No może poza rybkami w akwarium, które jedzenie dostawały trochę później, niż zwykle. 

Link do opowiadania w formacie epub.


Wstęp.

- Tato... Co to jest święto lasu?
- Święto lasu? Hmm...?
To pewnie jakieś kolejne ustanowione w naszym państwie święto, o którym nikt nic nie wie, ale wszyscy się cieszą, bo będzie wolne.
- Ale tato. Na jednym z tych papierowych, starych zdjęć w albumie z tyłu, masz napisane „święto lasu”.
- To zdjęcia z wojska, mówiłeś przecież...
- Acha... No fakt. Teraz już wiem! Przypomniałem sobie. To było tak dawno... Widzisz synu...To było tak...

niedziela, 25 września 2016

Szukamy parawaniarzy.


Morze, nasze morze. Nasze poszukiwania słynnych parawaniarzy lub parawaningowców nad morzem zaczynamy na Przylądku Rozewie. Dookoła lasy, mało ludzi. Żeby dostać się na plażę, trzeba zejść z wysokiego klifu. Co prawda nie ma słońca, jednak podejrzewam, że nawet w pogodę nie ma tu za wiele ludzi. Sympatycznie. 
Brak słońca powoduje, że parawaniarze chowają się w swoich kwaterach. Parawaniarz to (cytując Wikipedię :-) takie stworzenie, które zawsze po plaży, porusza się z osobistym parawanem. 
Sam parawan to taka szmata, którą rozpina się na kilku kołkach. Oczywiście parawaniarz ma zawsze przy sobie osobisty paramłotek. Wykonany z drewna, który to jest specjalnie przystosowany konstrukcyjnie do wbijania kołków na plaży. Musi mieć taki rozmiar, żeby można było go użyć, nawet w przypadku nadużycia środków relaksujących w puszce i to przy wietrznej pogodzie. 
A do czego służy w/w parawan? Parawan plażowy to zmodyfikowana forma parawanu zwykłego. Udoskonalona technicznie, rozbudowana o kilka dodatkowych funkcji. 
Jedna z nich, to umożliwienie szybkiej aneksji kawałka plaży na własny użytek. Co bardziej zaawansowani w tej sztuce, potrafią zająć nawet kawałek morza.
Druga, to ochrona swoich rzeczy, przed dewastacyjnym działaniem potomstwa innych parawaniarzy.
Oczywiście parawany są w różnych rozmiarach. Większa szerokość czyli, co za tym idzie możliwość aneksji większego obszaru plaży, świadczy o statusie majątkowym jego właściciela.
Zwykle w miejscu ich działania pojawia się charakterystyczne stukanie. Jest to dźwięk, którym w/w zwołują się. 
Osobno, ale razem...
Podobno powstają już związki parawaniarskie oraz zawody w prawaningu. A lobby parawaningowe dąży do wejścia na olimpiadę. 
Na szczęście, samorządowcy nadmorscy powoli zaczynają zwalczać powyższy proceder. 
Mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedyś zjawię się na którejś z naszych popularnych plaż, aby powdychać zapach olejku do opalania, popływać pomiędzy rozlanymi na wodzie kałużami z rozpuszczonych kremów oraz poćwiczyć slalom pomiędzy pomiędzy zgromadzonymi tam tłumnie ludźmi. Nie będę musiał dodatkowo jeszcze ćwiczyć na torze przeszkód z porozwieszanych na półmetrowych palach, szmat.
Póki co, ratownik wywiesił blagą flagę. Niestety musiał poddać się. Trudno, jakby coś to czeka go niezły tor przeszkód...

piątek, 23 września 2016

Pomnik w Wagańcu.

Jeden pomnik, trzy zdarzenia.

(Publikacja: 22.09.2016)


Waganiec. Nieduża miejscowość w powiecie aleksandrowskim. Kiedyś był tu dworzec PKP i jeździła kolejka wąskotorowa. Dzisiaj pozostało po nich tylko wspomnienie. Owszem, budynek Dworca PKP stoi, ale pełni już inne funkcje.
Kiedy zapuścimy się na peron, natrafimy na stojący przy nim pomnik. Przy pomniku wartę pełnią dwie armaty przeciwlotnicze, o ile dobrze z wojska pamiętam S-60.
Na pomniku jedna główna tablica i kilka pomniejszych napisów. Fundatorzy tym jednym pomnikiem uczcili, jak czytamy kilka wydarzeń, które zdarzyły się w okolicy. No cóż, w porównaniu z tendencją co niektórych samorządów do zasypywania niektórych miejscowości, graniczącą ze zboczeniem liczbą tablic i pomników tutaj można by rzec, wręcz o przesadnej skromności. Napis na głównej tablicy głosi:
"Obrońców ojczyzny poległych 4.09.1939 r. poległych podczas bombardowania pociągów w Wagańcu i tych co życie oddali w walce 9 września w Zbrachlinie do grona swych najbliższych zaliczamy. L.C.Waganiec 1991 r."
Pozostałe zapisy:
" Bitwa w Zbrachlinie to największa walka na Kujawach w 1939 roku."

"Bombardowanie pociągów w Wagańcu to fragment największej bitwy lotników Armii Pomorze w roku 1939"
I to na razie wszystko, są tam jeszcze dwa napisy, ale tymi zajmę się później.

Na początek, odnajduję informacje na przedmiotowy temat w następującej publikacji.
Mirosław Krajewski. Kujawy Wschodnie i Ziemia Dobrzyńska w latach okupacji hitlerowskiej 1939-1945). Włocławek 2002
(Tak wiem, wiem kontrowersyjny dla niektórych autor, a przynajmniej jedna z jego prac, ale ja szukam źródeł wszędzie.)

W dniu 4.09. niemieckie samoloty zaatakowały ok. godz. 12:05 na Stacji Waganiec, stojący tam transport kolejowy Oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu w składzie Armii "Pomorze". Śmierć poniosło 35 żołnierzy. Zostali pochowani na cmentarzu w Zbrachlinie.
Miało tam zginąć także 7 Niemców, których miejscowi Niemcy pochowali na cmentarzu w Józefowie.
Poległo tam kilkunastu żołnierzy, Wydziału Pomiarowego OSA z Torunia. 
Miejsce postoju transportu mieli zdradzić samolotom, miejscowi Niemcy. Po ataku 7 Niemców rozstrzelano, reszta uciekła nie przyznając się do zdrady.

9.09. w Zbrachlinie na wycofujących się polskich żołnierzy szosą, miała napaść grupa niemieckiej "V kolumny" a następnie zaatakował ich Wehrmacht. Zginęło tam 27 żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty.

Pewien znak zapytania przy czytaniu powyższej publikacji i zastanowienia się nad jej rzetelnością wprowadza, moim zdaniem jeden mały fragmencik. 
Autor, wspomina o jednym z żołnierzy, który miał zginąć; "przysypany piaskiem i tłuczniem wyrzuconym przez bombę pod mostem" Wraz z 17 żołnierzami WP miał zostać pochowany w Zbrachlinie. 
Przepraszam bardzo, ale w Wagańcu nie ma żadnego mostu. Nie rozumiem, też czy liczba 17 dotyczy żołnierzy ogólnie, czy Wydziału Pomiarowego, bo wcześnie autor podał, że na cmentarzu w Zbrachlinie pochowano 35! żołnierzy.
Idźmy dalej.
Tym razem natrafiam na artykuł Szymona Spandowskiego. Serdecznie pozdrawiam :-) 

Wg tego źródła, w Wagańcu stało 6 pociągów, między 8:30 a 10:00. Czytamy tam, iż w składach znajdowało się wielu rannych. Oraz, uwaga(!) Transporty nie miały obrony przeciwlotniczej, ani własnego lotnictwa!
Skąd więc zatem ten wpis na pomniku? 
"Bombardowanie pociągów w Wagańcu to fragment największej bitwy lotników Armii Pomorze w roku 1939".
O jakich lotnikach tu przepraszam mowa?! i o jakiej bitwie, bo ja mam wrażenie, że raczej mówimy o masakrze. 
Wpis ten potem Wam wyjaśnię, bo jak się okazuje jest jednak zgodny z prawdą. Uważam jednak, że dla kogoś nieuświadomionego, może być cokolwiek mylący. 
Około godziny 12:00 lotnictwo niemieckie zaatakowało transporty. Rozpoczęła się krwawa jatka...
Potwierdza się w cytowanym artykule, że w transporcie znajdowali się żołnierze Dywizjonu Pomiarów Artylerii z Rudaka.
Jednakże jeśli chodzi o liczbę 17, to wymienia się tam żołnierzy 27 Dywizji Piechoty w Armii "Pomorze". Którzy zginęli wraz ze swym jednym porucznikiem artylerzystą - to razem 18!
Mam nadzieję, że odezwą się osoby mające jakąś wiedzę o zdarzeniach z tego okresu oraz o ewentualnych znaleziskach w ziemi z okolic.
A teraz, problem bitwy lotników, czyli o co chodzi z wpisem na pomniku. 
Otóż, chodzi o to, że w czasie, kiedy doszło do ataku na stację Waganiec, pod Poczałkowem (powiat aleksandrowski) miały stacjonować samoloty 141 i 142 Eskadry Myśliwskiej, 4 Pułku Lotniczego, przemianowanego na III/4 Dywizjon Lotnictwa Armii Pomorze.
Ok. godziny 11.30 nad w/w przeleciały samoloty niemieckie. Miały to być; 24 Ju - 87 i 15 Me, Bf - 109 i 110. Ich celem był właśnie Waganiec. 
Polacy podjęli decyzję ataku na wracających z akcji Niemców.
Info ze strony Z. Sołtysińskiego: http://www.puszczyk.vgh.pl/readarticle.php?article_id=56)
Tak doszło do bitwy w powietrzu, nad Poczałkowem. Chociaż co do położenia polskiego lotniska to spotkałem się z informacjami wskazującymi na Seroczki. Ale o tym gdzie indziej.






      

czwartek, 22 września 2016

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Część 4.


Po co jechać w te polskie Tatry? Skoro można w słowackie.
Wystarczy przekroczyć na południu granicę i przed naszymi oczami roztacza się inny świat. Pierwsze co się rzuca w oczy to niewielka, w porównaniu do Polski, liczba turystów. Nic dziwnego. Jeśli łącznie Tatry zajmują 785 km kw., to na część polską z tego przypada, raptem 175 km kw.
Widać to także na szlakach. 
Drugie co nam od razu także rzuciło się w oczy to drogi. W dobrym stanie i bardzo szerokie. Nie wiem czy tak jest wszędzie, ale ta część Słowacji w której byliśmy, pod tym względem nam zaimponowała. Rejon tzw. Smokowców. Miasteczek złożonych do kupy ze Starego Smokowca, Dolnego Smokowca, Nowego Smokowca i Górnego Smokowca.
Do tego wszystkiego było tam bardzo czysto.
Zdecydowanie polecam. Jeśli Tatry, to tylko na Słowację. 

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Część 3


W trzeciej części reportażu z Tatr dla odmiany nic nie napiszę, tylko wrzucę kilka zdjęć. Zdjęć z Doliny Chochołowskiej i Kościeliskiej, oraz z Czerwonych Wierchów.

wtorek, 20 września 2016

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Cz. 2


W pierwszej części relacji z wyprawy w polskie Tatry, ciężko Wam na pewno było doszukać się w mojej wypowiedzi pozytywnych aspektów takiego przedsięwzięcia.



Przejechałem się po tych naszych górach po całości, jak to mówią. Moja wypowiedź mogła by nawet zostać poczytana za prowokacyjną. No cóż, teraz więc coś dla wielbicieli Tatr, którym zresztą do niedawna jeszcze, także byłem.

piątek, 16 września 2016

Po co jechać w te polskie Tatry?

Tatry 2016

Część 1

Krzyż na Giewoncie.
No niby fajne widoki. Tylko, że jadąc tam kolejny raz i kolejny raz już wchodząc na szlaki, niczego nowego raczej tam nie zobaczysz. Przeładowane ludźmi trasy i miejsca. Kolejki oczekujących pod łańcuchami. 
Polskie Tatry w sierpniu. Drogo, drogo, wszędzie drogo i jeszcze raz drogo. Dobrze, że chociaż pogoda była, kiedy tam się wybraliśmy.
Zakopane - jedna wielka stolica tandety. Jarmark z pamiątkami i wesołe miasteczko u podnóża Tatr. Miało być regionalnie a jest globalnie.
Najgorsze chyba z tego wszystkiego (ale narzekam?!) było to debilne "dzień dobry" i "cześć" słyszane kilka razy na odległości
100 m.
Ludzie! Czy Wy naprawdę myślicie, że mówienie wszystkim mijanym turystom na szlaku "dzień dobry" to przejaw waszej grzeczności i hołd dla tradycji?
Nie, to przejaw Waszej głupoty. Owszem, może kiedyś, jeszcze kilka lat temu kiedy po górach chodziło mniej ludzi, miało to sens. 
A owszem! Ma to sens! W niepogodę! Kiedy pierwszego człowieka spotykasz nawet po kilku godzinach wędrowania. Tak, sam tego doświadczyłem. Jest to wtedy fajne.
Ale nie ma to żadnego sensu w godzinach szczytu w sezonie. Naprawdę nie ma co się wysilać!
To tak jak w naszej polskiej windzie. Czemu, każdy kto wsiada do jakiejś tam windy, w jakimś tam budynku, musi powiedzieć zgromadzonym tam ludziom "dzień dobry"? Czy idąc na mecz i wchodząc na trybunę też mówisz wszystkim dzień dobry?
Paranoja.
Na pierwszy ogień w mej fotograficznej relacji z gór idzie Giewont. Góra oblegana przez niedzielnych turystów w laczkach. Zastaniesz tam dzieci wciągane siłą przez rodziców na szczyt. Dwie, trzy osoby "wiszące" na jednym pasmie łańcucha. Wbrew wszystkim zasadom bezpieczeństwa w górach. Oraz debili schodzących z góry pod prąd. "Bo im się nie chce czekać!" Ci są chyba najlepsi. No przecież nie po to lazł tu taki kawał, żeby teraz czekać w kolejce na zejście! A co?! Zabroni mu ktoś?! Policja? Minister? On jest przecież obywatelem, któremu się wszystko należy! Żadnych obowiązków, same prawa.
W ogóle, to ja się pytam, dlaczego jeszcze pod Giewontem, nie ustawiono koszy na śmieci?! Tak... Też takie pytania słyszeliśmy.
Bo jak wniosłeś tu taki kawał, z takim poświęceniem cukierka w opakowaniu. To chyba nic Ci się nie stanie, jak na dół zniesiesz sam papierek?!
Chociaż, to może być dla Ciebie za trudne. Nieść taki kawał papierek.  Może faktycznie byłoby lepiej gdyby pod najważniejszymi szczytami ustawiono, specjalnie dla Ciebie automaty z batonami i puszką ożywczego płynu? I codziennie rano Pani z obsługi wlazła by tu, żeby te kosze opróżnić i naładować automaty. 
Co prawda, Ty nie przyszedłeś tu tak rano, ale na pewno o 6:00, po szlakach TPN przechodzi obsługa i zbiera po Tobie papierki i pety papierosowe. W ogóle Tatry ktoś zbudował przed wojną, żebyś Ty mógł tu przyjechać i sobie pozwiedzać. Tak, to taki "park miniatur" jak nad morzem, tylko większy...



Myślę, że gdzieś tutaj, dyrekcja TPN powinna postawić kosz na śmieci i automat z batonami.


Dziękuję za poświęcony czas. Aby kontynuować przeglądanie starszych wpisów kliknij na link "starsze posty" lub wejdź w archiwum.