TAGI (szukasz postów powiązanych tematycznie tu je znajdziesz):

czwartek, 22 stycznia 2015

Zapomniany cmentarz w Straszewie.

Cmentarne ABC powiatu. Ciąg dalszy.

(Publikacja na blogu – 22.01.2015 r.)
IMG_2649

Była noc. Noc ciemna i cicha. Na niebie nie było widać ani gwiazd, ani księżyca. Asfaltowa droga, która przecinała poorane bruzdami pola, wiła się jakby znikąd do nikąd. Po drodze mijała opustoszałe wsie w których od czasu do czasu zaszczekał, obudzony warkotem silnika pies. Po drodze przesuwał się ciemny kształt ciężarówki. W pewnym momencie pojazd zwolnił. Manewrując z lewej strony drogi, naddając się, wjechał w pole po prawej stronie. Ciężarówka powoli, mozolnie brnęła po zmarzniętej ziemi, rozbijając kołami stwardniałe bruzdy. Kierowca musiał dobrze znać trasę bo w tej ciemności nigdzie nie było widać żadnych punktów orientacyjnych. 
Ciężarówka po przejechaniu około 100 m. zatrzymała się w pobliżu wyrastającej na środku pola wyspy drzew i krzaków. Otworzyły się drzwi kabiny z której wysiadło dwóch mężczyzn. Z tyłu pojazdu odchyliła się plandeka a na ziemię lekko i sprężyście, pomimo długiej jazdy zeskoczył trzeci. 
Mężczyźni poruszali się cicho, ale szybko. Byli pochyleni i niezauważalni. Wszyscy byli ubrani w takie same stare kurtki i spodnie, szerokie i szare. Całkowicie maskujące indywidualne kształty ich sylwetek. Rozchylając krzaki dłonią w skórzanej rękawiczce, kierowca wskazał przeciwległy skraj krzaków. W tym jednym momencie jego kurtka rozchyliła się pod szyją i pod starym ubraniem na chwilę ukazała się czarna naszywka mundurowa a ciemność przebiły dwie haftowane białe błyskawice. Gdyby ktoś przyglądał się im z pobliskich zarośli, na pewno by to zauważył. Jednak byli sami i nikt nie dostrzegł tego szczegółu. Wszyscy ruszyli w kierunku wskazanym przez kierowcę. Szli przez sam środek wyspy drzew, jakby ponad maskowanie przedkładali jednak szybkość w działaniu. Omijali tylko drzewa, i pojawiające się w ziemi płytkie dziury i miniaturowe kopczyki. Regularne ich rozmieszczenie wskazywało, że wyspa w polu to stary cmentarz epidemiczny. Mężczyźni zatrzymali się tylko na chwilę, kiedy przed nimi w ziemi pojawił się spory, głęboki na półtora metra i podobnie szeroki wykop, ciągnący się przez całą długość wyspy. Nie było to jednak współczesne dzieło ręki człowieka. Wykop był porośnięty drzewami i trawą, która maskowała jego kształty. Poza tym w kilku miejscach jego ściany rozmyły się i rozsypały wskazując, że wykop miał już kilkanaście albo kilkadziesiąt lat. 
Przewodnik grupy, gdy tylko pod nogami wyczuł stromy spad natychmiast skręcił w lewo. Dalej, wszyscy trzej przemieszczali się brzegiem wykopu. Kiedy doszli do jego końca na brzegu wyspy, zatrzymali się. 
Kierowca zbliżył się do jednej z rosnących tutaj brzóz. Stanął przodem do drugiej rosnącej bliżej krańca wyspy, brzozy. Ruszył w jej kierunku, licząc w myślach kroki. Raz, dwa, trzy, cztery, .... aż do 20. Dwadzieścia na pół.. dziesięć. Wrócił z powrotem do połowy swej ścieżki. Stanął tak, że brzozy znalazły się po jego lewej i prawej stronie a wykop miał za plecami. Teraz ruszył przed siebie, kierując się prosto na trzecią brzozę rysująca się przed nim. Raz dwa... liczył kroki... 36... Nic nie mówiąc, wyciągnął spod kurtki wojskową łopatę o krótkim, składanym trzonku. Tzw. saperkę i zaczął kopać. Dwaj pozostali mężczyźni, którzy do tej pory przyglądali się w ciszy kierowcy, jednocześnie bacznie nasłuchując odgłosów nocy teraz szybko zbliżyli się do swego kolegi a w ich rękach także pojawiły się saperki. Wszyscy zaczęli kopać. 
Kopali już jakieś pięć minut, kiedy w ciemności w ziemi nagle ukazała się ludzka czaszka. Ktoś inny może by się przestraszył, na widok patrzących z dołu czarnych, zabrudzonych ziemią pustych oczodołów i szczerzących się zębów górnej szczęki, jednak na nich nie nie wywarło to zbyt dużego wrażenia, stali się nawet jakby pewniejsi w ruchach... Jakby tego własnie się spodziewali w tym miejscu... Biedna głowa zmarłego nieszczęśnika zupełnie odarta ze swej doczesnej powłoki, została odrzucona na bok. 
Po następnych pięciu minutach w dole pod metalem saperek zazgrzytała blacha. Kierowca pochylił się i rękami z ziemi wygrzebał, niewielką metalową skrzynkę. Wszyscy trzej podnieśli się i nie troszcząc się o zamaskowanie swej działalności szybko podążyli do ciężarówki. Skrzynka, pomimo swych niewielkich rozmiarów, była bardzo ciężka. Niosący nią kierowca często potykał się. Wreszcie wszyscy trzej przedarli się przez krzaki i wsiedli niezauważeni przez nikogo do stojącego na polu pojazdu. 
Kierowca uruchomił silnik który łamiąc ciszę nocy, ponownie obudził okoliczne psy. Ciężarówka na wstecznym biegu dojechała do linii asfaltu. Samochód wymanewrował, odwracając się przodem do kierunku z którego przyjechał. Pojazd ruszył i zniknął w ciemnościach. W oddali, jeszcze przez chwilę słychać było warkot silnika i szczekanie psów...

Dziękuję za poświęcony czas. Aby kontynuować przeglądanie starszych wpisów kliknij na link "starsze posty" lub wejdź w archiwum.