Opowieści dziwnej treści - czyli:
"Pamiętnik poborowego" Część 3 – Szkolenie czyli sztuka.
(Publikacja: 25.02.15 r.)
- …Głooośniej!!!…
- Kaaanonier eeeelew Saaabowskiiiiii!!!
Darł się jak opętany spod okalającego park artyleryjski płotu, żołnierz w moro, trzęsący się z zimna i przekrzykujący wiejący jak diabli wiatr. K…a! mam dosyć… pomyślał. Ale kapral nie miał…
- Jeeeeooszczeeee raaaaaaoooz!!! Kaaaaopra muuuuuoosi mieeee głooooo!!! …..Y przeeeepoooonyyyyyy maaaaaaooo sieeee drze… a nie z gaaaaardłaooo!!!
- Jasne, k…a z przepony… zaburczał pod nosem. Żeby Cię k…a obesrało… Pomyślał Sabowski a potem znowu zaryczał poprzedni meldunek.
- Staooorczy!Wężykiem artyleryjskim! Na miejsce! Bieeoogiem! Marrrsz!!!
Młody żołnierz wystartował spod płotu jak strzała. Wiedział, że jeśli nie dobiegnie do armaty w przyzwoitym, cokolwiek to oznacza tempie, kapral może powtórzyć szkolenie z wydawania komend. Biegł slalomem jak zając uciekający przed drapieżnikiem, chroniąc się przed wyimaginowanym ostrzałem. Wreszcie zatrzymał się przy swoim działonie czyli drużynie i dysząc ciężko zameldował – kanonier elew Sabowski prosi…
- Prosi to się świnia… przerwał kapral.
- Proszę o pozwolenie wstąpienia do szeregu.
- Wstąp!
- Ok. Wracamy do szkolenia. Tematem dzisiejszych zajęć jest! Jak już Wam k…a głąby mówiłem! Stawianie działa do boju. Dodam, że stawianie k…a szybkie. Dobra. Zaczynamy jeszcze raz.
- Sabowski – k…a jest działonowy!
- Taaa jiiiiest! Ryknął żołnierz, którzy jeszcze przed chwilą stał pod płotem.
- Okwiat – k…a! celowniczy!
- Wars – k…a! drugi celowniczy!
- Osioł – k…! Celownikowy!
- Parpatowski – k…a! Jak się można tak nazywać?! Od dziś jesteś “Parapet”. Ładowniczy!
- Koń – podajesz amunicję.
Uwaga! Pierwszy działon! Na moją komendę, działo do boju!…
Żołnierze jak poparzeni rzucili się do armaty. Armata S-60 to działo przeciwlotnicze. Podobnych armat w parku artyleryjskim stało sześć. Przy czterech w trakcie szkolenia rozgrywały się podobne sceny.
Działon miał około 2-ch minut na postawienie armaty z kół na podpory i przygotowanie do walki. Żołnierze w tym czasie biegali dookoła działa uwijając się jak mrówki przy jedzeniu. Wreszcie armata została przygotowana i każdy z funkcyjnych zajął swoje miejsce, czekając na dalsze rozkazy.
Niespodziewanie na niebie pojawił się śmigłowiec nadlatujący od strony miasta prosto nad wzgórze na którym znajdował się park artyleryjski.
Kapral uśmiechnął się i wydał komendę:
- Pierwsz… działoo! Cel: śmigłowiec w locie.
Armata w kilka sekund obróciła się wokół własnej osi a jej lufa została wycelowana złowrogo w kierunku lecącej maszyny. Namierzenie celu. Ustawienie odpowiedniej odległości.
Celowniczy w tym samym momencie ryknął.
- Jeest.Widzę!
- Pojedynczym… Ooognia!!! …Symulację poproszę.
- Baaaam!!! Wydarł się Okwiat.
…Baaam!!! Baaam!!! Aaaaaaaam!!! Rozległo się po parku. Wszystkie armaty miały lufy skierowane w nadlatujący cel a symulacja ognia artyleryjskiego trwała w najlepsze.
- Buuuuuum!…
- Elew! Jakie k…a bummmm? Zaryczał z pobliskiej wiaty dowodzenia Zastępca Dowódcy Baterii. Zaraz będziesz miał bum! jak spadniesz na dupę z tego działa.
- Taaa jiiiest!
Śmigłowiec majestatycznie przeleciał nad wzgórzem i oddalał się ginąc na tle nieba. Odprowadzał go głośny ryk 26 gardeł. Baaam!! Aaaam! aaaa…
Była to chyba najmniej kosztowna symulacja strzelania w armii. Jedyny środek pozoracji ognia, który się wtedy zużywał to głos elewów. Gdyby ktoś to opatentował nieźle by na tym zarobił. Podobnie zajmujących i rozwijających zajęć można było tworzyć w nieskończoność. Wszystko zależało od inwencji twórczej dowodzących.
Oprócz ćwiczenia głosu żołnierze ćwiczyli także mięśnie. Szczególni w przypadkach gdy pamięć oraz tzw. “jarzenie” odmawiały posłuszeństwa. Na wyposażeniu armata S-60 miała skrzynkę amunicyjną, ZIP-a czyli skrzynię z narzędziami i innymi przedmiotami bliżej nieokreślonego przeznaczenia oraz pompę na kółkach. W zależności od tego czy niewiedzą wykazywał się pojedynczy elew, dwóch czy też cały działon w/w zyskiwały rolę “odmulacza”. Odmulanie polegało na przebiegnięciu jakiegoś, bliższego bądź dalszego dystansu targając, bądź ciągnąc odmulacze. Taki starodawny crossfit. Trening funkcjonalny…
Zajęcia takie w parku artyleryjskim zwykle trwały kilka godzin. Stanowiły niezłą przeprawę dla co bardziej wrażliwych na głupiznę i/lub zimno ludzi.
C.D.N.
J.G.
Fajnie się strzelało.
OdpowiedzUsuń