Poszukiwania tymczasowego, niemieckiego obozu pracy dla więźniów, budujących umocnienia obronne Torunia w rejonie Powiatu Aleksandrowskiego.
(Publikacja: 25.04.2016 r.)
Tropiąc bunkry w okolicach Powiatu Aleksandrowskiego w pewnym momencie natknąłem się na ciekawą acz tragiczną w swej wymowie informację. Otóż gdzieś w rejonie Służewa - Otłoczyna podczas II Wojny Światowej Niemcy jakoby by mięli założyć tymczasowy obóz dla więźniów budujących umocnienia obronne Torunia. I tu moja prośba od razu na początku. Jeśli ktoś ma jakąś wiedzę na przedmiotowy temat. Proszę o kontakt.
W necie znalazłem wzmiankę na forum eksploratorów w której ktoś szukał informacji na przedmiotowy temat ponieważ jego babcia pracowała w takim obozie w rejonie Otłoczyna (Krügershauland).
Kolejna informacja to relacja bezpośredniego świadka - uczestnika tych wydarzeń, która już zresztą pojawiła się na blogu.
Władysław Sołtysiak "Warthegau czyli Wielkopolska"
„Einsatz”Przyszedł sierpień 1944 roku. Front wschodni był już nad Wisłą. Niemcy w ostatniej chwili, w pośpiechu, ale jeszcze nie w panice, postanowili budować umocnienia frontowe na zachód od linii Wisły.
Data potwierdza to co już wiadomo. Był rok 1944, kiedy Niemcy budowali umocnienia wokół Torunia.
Pamiętnego dla mnie dnia 6 sierpnia 1944 roku deportowali nas z bratem i innymi pracownikami warsztatu, wraz z tysiącami ludzi z naszej części Wielkopolski i Łodzi w okolice Torunia, Aleksandrowa Kujawskiego, Dobrego, Radziejowa, na tak zwany „Einsatz”. Tak nazywaliśmy tę niemiecką akcję kopania okopów.
Pojawiają się miejscowości: Toruń, Aleksandrów Kujawski, Dobre, Radziejów - tak w tym kierunku biegną linie obronne.
Kilka dni później wywieziono również naszego ojca, ale w okolice Izbicy Kujawskiej. Mama została sama i w bezdennej rozpaczy.Zakwaterowali nas w stodołach, młynach itp. niemieszkalnych pomieszczeniach.
A więc chyba nie budowano żadnych baraków. Wykorzystywano istniejącą infrastrukturę.
Z bratem rozdzielono nas. Zostałem sam, ale pocieszałem się, iż pozostał ze mną inny pracownik naszego warsztatu z Witkowa – pan Tadeusz Ł. Mieszkaliśmy w stodole. Póki był sierpień i wrzesień (wtedy wyjątkowo ciepłe), spanie w dziurze wygrzebanej w słomie nie było najbardziej uciążliwe. W październiku już zaczęło być wręcz strasznie, kiedy po ciężkiej pracy wracało się wieczorem na kwaterę do stodoły, często w ubraniu przemoczonym na deszczu.
Okres budowy: sierpień, wrzesień, październik.
Zakopywanie się w słomę nie dawało niezbędnego do odpoczynku ciepła.Wstawaliśmy o bardzo chłodnym świcie, wciąż w wilgotnej odzieży. Szliśmy na poły głodni wlokąc się kilka kilometrów na wyznaczony odcinek robót.
Odległość od miejsca pracy musiała być w zasięgu marszu. Nie dowożono więźniów.
Marsz do pracy długimi kolumnami ludzi pogrążonych w rozpaczy pogłębiał beznadzieję. A jednak w kobiecych kolumnach Łodzianek słychać było czasem śpiew. Tęskny, cichy śpiew łódzkich robotnic. Śpiew milknął, gdy w pobliżu pojawiał się nadzorca Schultz. Pamiętam to nazwisko.
Nazwisko nadzorującego Niemca - Schultz.
O trwającym właśnie Powstaniu Warszawskim nie wiedzieliśmy nic, gdyż byliśmy izolowani od miejscowej, nielicznej zresztą, ludności polskiej. A i ta, nie wiem, czy miała takie informacje. Gestapo dbało o to, aby tego rodzaju wieści nie przenikały z GG do polskiej ludności w Warthegau. Być może dorośli zdawali sobie bardziej sprawę z sytuacji, ale nie jestem też pewien, czy wiedzieli dużo o stojącym nad Wisłą froncie wschodnim. Przez mgłę pamiętam, że o tym rozmawiali. Rozmowy o tych sprawach były niebezpieczne, o czym zawsze należało pamiętać i z czego zawsze należało w czasie okupacji zdawać sobie sprawę, nie mając absolutnej pewności, czy rozmówca jest godny zaufania. Byliśmy zbiorowiskiem ludzi przypadkowych, spędzonych przymusowo. Może dorośli analizowali strzępy wiadomości oficjalnych, niemieckich, gdzieś wyczytanych z Ostdeutscher Beobachter?
Nasza praca polegała na kopaniu rowów strzeleckich, rowów przeciwczołgowych, budowie bunkrów, umacnianiu ich faszyną wiązaną drutem. Pół biedy, kiedy ziemia była piaszczysta i lżejsza. Wykonanie tych prac w podmokłym podłożu (nad rzeczkami, których nazw nie znam) było już zadaniem ciężkim. Ja miałem wtedy tylko piętnaście i pół roku.
Budowano okopy, rowy przeciwczołgowe, bunkry. Umacniano drutem i faszyną.
Pilnował nas personel niemiecki (najbardziej zapamiętałem wspomnianego wyżej Schultza) i biada nam, jeśli praca nasza nie zadowalała nadzoru. Rozpaczliwość położenia pogłębiał fakt, że widzieliśmy wciąż doskonale zorganizowaną machinę: na czas dostarczane drewno budulcowe, drut i faszynę. To jeszcze nie był w gruzy rozsypujący się organizm, o co dbało wszechwładne gestapo. To nie dawało nadziei na rychły koniec.W drugiej połowie października przydzielono nam na zakwaterowanie opuszczone domostwa w sąsiedniej wsi, bez szyb w oknach, bez drzwi i pieców. To było chyba na byłym poligonie między Toruniem a Aleksandrowem Kujawskim albo na terenach wyludnionych dla celów wojskowych.
Opuszczona wieś. Poligon między Toruniem a Aleksandrowem.
We własnym zakresie musieliśmy deskami zabić na głucho okna (bez szyb), wykonać jakieś drzwi, w miarę szczelne, aby było cieplej. Robiliśmy wszystko to po normalnych godzinach pracy. Wybudowaliśmy z gliny i cegieł piec do ogrzewania. Zbudowaliśmy również prycze piętrowe. Spaliśmy na nich pokotem w słomie. Nie wszyscy na noc z powodu zimna zdejmowali wierzchnie odzienie, toteż szybko zawszeni byliśmy dokumentnie. Walczyliśmy z wszami gotując wszystko, co było możliwe i niemożliwe do gotowania, w jakimś zdobytym cudem kotle. O ile dobrze pamiętam skutecznie, gdyż pozbyliśmy się ich. Robiliśmy to po kryjomu, gdyż nie wolno nam było zostawać na kwaterach w godzinach pracy. Nie mieliśmy też niedziel. Na tej kwaterze zostawaliśmy jednak w tym celu po kolei, nielegalnie. Głowa każdego z nas była w tym, aby nie dać się złapać lotnym kontrolom niemieckiego nadzoru. Ja to przeżyłem kiedyś w ten sposób, że po zauważeniu w porę kręcących się w pobliżu Niemców, skutecznie schowałem się pod pryczę. Paliliśmy odpadkami drewna z budowanych umocnień. Palenie drewnem nie z odpadków było sabotażem.Dopiero dziś zdaję sobie w pełni sprawę, że wtedy byłem dzieckiem. A przecież musiałem stawić czoło problemom tak, jak dorosły. Płakałem rzadko i to był chyba mój ratunek. Płakałem rzadko chyba dlatego, że nieszczęście było powszechne, że cierpieli wszyscy Polacy, że w nieszczęściu nie ma czasu na zastanawianie się nad sytuacją. A ta była straszna.Kilka kilometrów od nas przy szosie ze Służewa do Torunia, pod lasem w wąwozie był obóz internowanych włoskich żołnierzy marszałka Badoglio.
Kilka kilometrów od nas (autor) wsi, przy szosie ze Służewa do Torunia pod lasem w wąwozie! był obóz Włochów. To najdokładniejsza tutaj informacja!
Na mapie WIG z 1937 r. szukam wsi. Popioły? Pieczenia? Szosa do Torunia to pewnie ta na mapie. No bo jaka inna?
Na mapie WIG z 1937 r. szukam wsi. Popioły? Pieczenia? Szosa do Torunia to pewnie ta na mapie. No bo jaka inna?
Tak mówiło się o nich między nami. Pracowali na innych odcinkach niż my, bez kontaktu z nami. Nie wiem, jaki był ich na koniec los. Nigdy po wojnie nie odwiedziłem tych okolic. Pracowaliśmy do ostatnich dni. Kiedy wreszcie ruszyła ofensywa radziecka 17 stycznia 1945 roku, popędzono nas pospiesznie kolumnami na zachód.
Prace zakończono w styczniu 1945 r.
W kopnym śniegu, w mróz, bocznymi drogami, nie śpiąc, potwornie zmęczeni brnęliśmy Puszczą Bydgoską. Tam nas „zgubili” konwojujący Niemcy. Oni sami myśleli dopiero teraz o ucieczce. Był chyba 22 stycznia 1945 roku. Ogarnęły nas nacierające wojska radzieckie, które początkowo nie wiedziały, z kim mają do czynienia. Byliśmy wolni. Skończyła się moja okupacyjna gehenna dziecka."
Hej, moja Babcia lakonicznie wspominała kiedyś o obozie, w którym stacjonowali rzekomo Łotysze niedaleko L. Karczemka, i jeszcze parę innych informacji ale to raczej na inne tematy...
OdpowiedzUsuńKażdy temat mnie interesuje... :-)
UsuńNie wiem jak i gdzie ale może znalazłby się Ktoś kto by potwierdził informacje o Tych Łotyszach (Jeńcach?) w jakichś źródłach... I jeszcze ostrzał Karczemki...
UsuńW Leśniczówce znaleziono kilka lat temu schowek z amunicją i bronią podczas remontu... czy słyszałeś o tym - bo to jest też ciekawy temat?
Mam propozycje podziału postów blogowych na kilka dużych kategorii np.:
Kościoły, Kapliczki, Cmentarze;
II Wojna Światowa;
Leśniczówki;
Poligon;
Itd.
Bo widzę, iż blog przeszedł kolejną metamorfozę... :)
Tych jeńców i dzikich obozów w rejonie Torunia z tego co wiem było multum. Jeden podobno nawet był w Aleksandrowie. Co do Karczemki to pierwsze słyszę. Ale nie dziwię się. Zapytam. Napisz co wiesz. Ostrzał?... Karczemka?... Nie strzelaj! ;-) Co do tych kategorii. To są w chmurze na górze. Inny podział mi tu nie pasuje. Stare posty by poginęły. Tematów jest dużo a ja nie tylko wrzucam lokalne ciekawostki. W Tagach wszystko jest w miarę skatologowane.
Usuń1. Ostrzał Karczemki przez Rosjan z za Wisły pod koniec wojny, był to wtedy majątek Piaseckich spaleniu uległa wtedy drewniana chałupa dla pracowników i jeszcze coś chyba. Znajdowała się z ok. 30 m na południe od głównego budynku, w którym jest teraz Ośrodek Terapi Zajęciowej. Spaliły się różne pamiątki również z XIX w. ale wtedy zwykłe rzeczy dziś by były to rarytasy dle zbieraczy np. Stare Książki.
OdpowiedzUsuń2. W L. Karczemka znaleziony arsenałek był albo z II wojny albo jeszcze starszy dokładnie niepamiętam... Jakiś leśniczy popełnił też samobójstwo... Na pobliskich stawach też zamordowano kłusowników leżą na Otłoczynie... Jeszcze bym mugł sporo napisać ale sam pewności nie mam bo tych zdarzeń było sporo i niechciałbym na mieszać...
Może sam złożę Bloga ale niechce konkurować zbytnio też, bo uwarzam, że Twój blog jest bardzo dobry.
Ciekawe historie. Co do Blogu, to zachęcam. Naprawdę wkręca. Konkurencji nigdy za wiele, jeśli chodzi o myśl i historię. Pozdrawiam.
UsuńA co do rowów przeciw czołgowych, również moja Babcia odkryła po wojnie minę przy takim rowie w miejscu przecięcia go przez drogę, fux że nikt tam nie najechał, bo by pewno zginął...
OdpowiedzUsuń