"Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy znalazłem się w miejscu, w którym Wisła rozdzielała się na kilka odnóg, opływających porośnięte krzakami wysepki. To gdzieś tutaj należało skręcić w którąś z tych odnóg, jeśli chciałem znaleźć się w pobliżu miasteczka Antoninów - celu mej podróży. Miasteczko leżało o trzy kilometry od Wisły, ale wydawało mi się, że najlepiej uczynię budując swój obóz właśnie nad rzeką, na którejś z wysepek lub półwyspów pokrytych krzakami."
Otłoczyn.
3km. od Wisły leżał powieściowy Antoninów - cel wyprawy Pana Samochodzika. Czy jest takie miasteczko w naszym regionie? Może to Otłoczyn? Pan Tomasz rozbił swój namiot na brzegu Wisły.
"Gdy stanęło się na szczycie wzgórza, po prawej ręce miało się gęstwinę leśną, a po lewej ogromną perspektywę uprawnych pól, spokojnie zbiegających po lekkiej pochyłości ku miasteczku odległemu stąd o przynajmniej dwa i pół kilometra. Miasteczko kryło się wśród zieleni drzew, ponad które wystrzelała czerwona, spiczasta wieża kościoła.
- To jest miasteczko Antoninów — wnioskowałem.
Przez pola wiła się piaszczysta droga, jak żółta, niedbale rzucona na ziemię wstążka. Przecinała pola również niewielka rzeczka, która jakby niechętnie zmierzała do Wisły, czyniąc po drodze dziesiątki ostrych zakrętów. Tam gdzie droga spotykała się z rzeczką, widziałem drewniany mostek, a obok wznosił się mały pagórek z kępą drzew."
Kościół w Otłoczynie ze szpiczastą wieżą jest. Rzeczka z zakrętami to może być Tążyna. Dalej Pan Tomasz opisuje miasteczko. Służewo, Nieszawa? Moim zdaniem to kompilacja. Szkoła rolnicza to przecież Aleksandrów i Pałacyk Trojanowskiego.
"Miasteczko Antoninów posiada około 3000 mieszkańców i cztery ulice krzyżujące się ze sobą. W środku miasteczka znajduje się prostokątny rynek wybrukowany „kocimi łbami", przy rynku mieści się najokazalszy gmach, dwupiętrowy dom, w którym urzęduje Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Po drugiej stronie stoi kościół zbudowany z czerwonej cegły. Jego historia sięga XIV wieku, ale od tamtego czasu został on wielokrotnie przebudowany, tak że teraz stanowi brzydką mieszaninę najróżniejszych stylów. W miasteczku znajduje się stacja benzynowa i gospoda ludowa, mieszcząca sią obok niewielkiego skwerku, koło którego zatrzymują się autobusy PKS-u. Przy głównej ulicy w małym i obskurnym drewniaku jest kawiarnia o nazwie „Kolorowa", ale wnętrze jej ma kolor brudnoszary, z zielonkawymi zaciekami na suficie.O pół kilometra za miastem przechodzi tor wąskotorowej kolejki, po którym w okresie jesiennym kursują wagony z burakami, dowożonymi do niedalekiej cukrowni. Tuż przy torze rozciąga się duży park ze stawem pokrytym zieloną rzęsą. Nad stawem są piękne wierzby płaczące, a w głębi parku znajduje się renesansowy pałacyk dworski. Właściciel tego pałacyku, hrabia Dunin, uciekł stąd w 1945 roku, miał bowiem na swym sumieniu współpracę z okupantem i zląkł się nadchodzących wojsk radzieckich i polskich. Dwór hrabiego rozparcelowano, a ziemię rozdano byłym dworskim fornalom oraz podmiejskiej biedocie. W pałacyku zaś znalazła pomieszczenie szkoła rolnicza.Ów renesansowy pałacyk - to jedyny ładny element architektoniczny w całej okolicy. Antoninów jest bowiem zdecydowanie brzydki. Ulice ma wąskie, zaśmiecone końskim i krowim nawozem. Domy otaczające ulice są niskie, zazwyczaj drewniane, kryte dwuspadowymi dachami. Większość tych domostw znajduje się już w ruinie - świetność miasteczka skończyła się w 1914 roku, podczas pierwszej wojny światowej.W okresie poprzedzającym tę datę, o pięć kilometrów od miasteczka przebiegała granica między zaborem pruskim i rosyjskim. Obywatele Antoninowa zajmowali się przemytem słynnej rosyjskiej herbaty, miasteczko miało kilku niekoronowanych „królów herbacianych”, którzy na przemytniczym procederze dorobili się dużych fortun. „Królowie” ci posiadali swoje dwory, swoje szajki przemytnicze. Ich członkowie również żyli bardzo dostatnio. Tak więc w tym czasie mieszkańcom Antoninowa powodziło się bardzo dobrze, miasteczko się rozbudowało, wzdłuż czterech ulic postawiono wiele nowych drewnianych domów.Wraz z usunięciem granicy zniknęła jednak możliwość dużych zarobków. Pozbawione przemysłu miasteczko natychmiast zubożało, z biegiem lat drewniane domy, nie remontowane, poczęły chylić się ku ruinie. Niekoronowani „królowie herbaciani” zdobyli wprawdzie wystarczająco pokaźne fortuny, aby móc dalej żyć dostatnio, gorzej jednak było tym, którzy kiedyś należeli do zorganizowanych przez nich szajek przemytniczych. Złoty czas przemytu wytworzył w miasteczku specjalny typ człowieka, przyzwyczajonego do łatwego i dużego zarobku za cenę ryzyka. Przemytnicy dostarczający towar za granicę ryzykowali ciągle życiem, ale każda taka wyprawa przynosiła ogromny dochód. Zarabiali dużo, bawili się szumnie, szybko trwoniąc zarobki.Gdy granicę zlikwidowano, niewielu spośród dawnych przemytników potrafiło nagiąć się do nowych warunków, nauczyć się rzemiosła, zabrać się do uczciwego zajęcia. Po pierwszej wojnie światowej z owych przemytników potworzyły się najróżniejsze bandy rzezimieszków. Mieszkańcy miasteczka zyskali sobie opinię koniokradów, bandytów, złodziei, awanturników. W licznych szynkach i knajpach miasteczka śpiewano piosenki o dawnych sławnych przemytnikach i o hersztach band rabunkowych. Oczywiście czas robił swoje, wielu spośród przemytników skończyło życie w więzieniach, inni zdołali się wciągnąć do uczciwej pracy. Ale zła tradycja ma żywot długi. Coś z tej dawnej awanturniczej atmosfery przetrwało w miasteczku przez dziesiątki lat. Po drugiej wojnie światowej poczęły tu również grasować bandy rabunkowe, grabiące spokojnych mieszkańców okolicznych wiosek. Ale i ten czas minął bezpowrotnie. W 1947 roku z bandami rozprawiła się milicja i znowu nastał spokój."
Duninowie
Jak się okazuje. Ród ten istniał naprawdę. Odnalazłem w necie artykuł napisany przez Wandę Wasicką z Nieszawy o zjeździe rodu, który odbył się około 2005r. w Nieszawie. Pisze tam między innymi: "Ich początków (Duninów) należy szukać w 1751 r. Wtedy to do Nieszawy przybył ks. Stefan Dunin ze Skrzynna. Z miejscową parafią związał się na 15 lat. Pozostawił po sobie m.in. kościół w Przypuście. Do Nieszawy zjechało 60 osób z kraju i zagranicy: z USA, Belgii, Litwy, Czech, Ukrainy i Rosji. Spotkanie zainaugurowano na nieszawskim promie, gdzie odbyło się Forum Duninorum. Podczas zjazdu Duninowie zwiedzili miejscowości, z którymi związani byli przodkowie rodu, które przewijają się w jego historii: Nieszawę, Koneck, Piotrków Kujawski, Strzelno, Kowal, Święte i Łowiczek. Pamiątki związane z rodem można było obejrzeć na wystawie otwartej w nieszawskim Muzeum im. Stanisława Noakowskiego."
Cytat z Wikipedii:
"W 1172 członkowie rodu prawdopodobnie brali udział w wypędzeniu księcia Bolesława Wysokiego. Za co po ponownym jego osadzeniu na tronie przez cesarza Fryderyka Barbarossę zostali wygnani ze Śląska. Przenieśli się do małopolski gdzie w XII - XIV w. ponownie stanowili już potężny, szeroko rozgałęziony ród, rozsiedlony zwłaszcza w Sandomierskiem, w Krakowskiem oraz na Mazowszu i na Kujawach."
Bandy.
Tak się zastanawiam. Nienacki chyba musiał być kiedyś na Kujawach. Bez tego chyba nie dałoby się tej opowieści napisać. Za dużo w niej przemycił szczegółów, które można zidentyfikować. No nie da się chyba tego zrobić bez bardziej niż pobieżnej znajomości terenu i historii. Fikcja fikcją a prawda prawdą. Może pisarz był w Ciechocinku w sanatorium. Zwykle znajomość terenu pomaga w pracy. Są takie zawody w których znajomość terenu powinna być wyznacznikiem naboru pracowników. Niestety często nad wiedzę pracodawcy przedkładają własne interesy, koneksje itp. (Taka mnie się myśl bez związku pozornie nasunęła). Ale cóż na to poradzić to tak jak w pisaniu są lepsi i gorsi pisarze.
"Przebyłem jeszcze może z półtora kilometra i dopiero teraz skierowałem się ku lewemu brzegowi. Zgodnie z mapą, jaką mi wyrysowano przed przyjazdem w tę okolicę, właśnie w tym miejscu powinna się znajdować droga schodząca do Wisły, do dawnego promu. Odnalazłem drogę - żółciła się wśród traw porastających brzeg."
"- Starzy mieszkańcy miasteczka opowiadają - wyjaśniła mi Zaliczka - że piaszczysta droga stanowi stary trakt do dawnego brodu przez Wisłę. Tutaj zaś nad rzeczką stała stara, bardzo stara, może trzechset-letnia karczma, która spaliła się przed pięćdziesięciu laty. Trudno wyjaśnić, dlaczego właśnie tutaj odkopano kości ludzkie. Być może zdarzyła się tu kiedyś jakaś potyczka, zginęło kilku ludzi i zakopano ich w pobliżu karczmy."
Hmm? Karczemka?
"Otłoczyn – wieś w Polsce położona nad Wisłą i jej lewobrzeżnym dopływem rzeką Tążyną w pierwszej strefie klimatycznej Niziny Ciechocińskiej, w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie aleksandrowskim, w gminie Aleksandrów Kujawski. Stworzyła ją potrzeba istnienia usługowego ośrodka związanego z przeprawą przez bród na Wiśle. Powstała na Nizinie zwanej otłoczyny i od niej, zaczęto ją nazywać Otłoczyn. Do jej charakterystycznego wyglądu podobni byli także przemoknięci i otłuczeni podróżni, po pokonaniu Wisły. Udokumentowane istnienie osady już w II wieku przed naszą erą. (...) Zaczęły powstawać pierwsze karczmy dla podróżnych przeprawiających się przez Wisłę. Tą część Otłoczyna nazywano – Karczemką." Wikipedia
"Początkowo Karczemką zwano potocznie część miejscowości Otłoczyn, od budynków-karczm obsługujących przeprawiających się podróżnych przez bród na Wiśle. Jest to centralny punkt szlaku bursztynowego. W 1994 roku Rada Gminy Aleksandrów Kujawski wystąpiła do wojewody włocławskiego o przekazanie na własność majątku skarbu państwa, to jest działkę z budynkiem dawnej powozowni z połowy XIX wieku. Po przejęci go przez gminę mieszkańcy Otłoczyna postanowili podarować powozownię, niegdyś nierozłączną część byłej karczmy, na własność Fundacji im. Brata Alberta, jednocześnie proponując przyjęcie historycznej nazwy osady jako imię własne jednostki fundacji czyli Warsztatu Terapii Zajęciowej. Do dnia dzisiejszego mieszkańcy powszechnie używają nazwy Karczemka dla tej części miejscowości Otłoczyn." Wikipedia.
Tak, no nie wiem? Powozownia? Chyba jej część bo do tego budynku powozami się nie da wjechać.
"Można powiedzieć, że zwiedziliśmy cały las od jednego krańca do drugiego. Obozu kłusowników nie znaleźliśmy, ale to nie znaczy, że go tam nie ma. Las przecięty jest dwoma rzędami okopów i bunkrów z drugiej wojny światowej."
O bunkrach w okolicach Aleksandrowa piszę w odrębnych postach, tu dodam tylko że są :-)
"Przekroczyłem piaszczystą drogę, którą jechałem kiedyś „samem”, i znalazłem się w nie znanej mi części lasu. Najpierw był szmat wysokopiennego sosnowego starodrzewia, a później świerkowy zagajnik, przecięty głębokim rowem przeciwczołgowym. Ten właśnie rów zapewne rozpoczynał system umocnień. Rów był głęboki, o stromych brzegachr a ponieważ las w tym miejscu leżał dość nisko, rów wypełniała woda, czarna i śmierdząca od gnijących w niej liści. Rozciągał się on chyba na dość dużej przestrzeni, przeskoczyć go wydawało się niemożliwością"
Rów preciwczołgowy także jest :-)
Ciechocinek
Bunkry
Ponownie powraca na kartach książki historia bunkrów. Pokrywa się z tym co wiadomo o umocnieniach budowanych przez Niemców w okolicach Torunia :-)
Ciechocinek
Jakżeż ten opis jest nadal aktualny. No może nie do końca. Kilka sanatoriów dzisiaj to ruina a fontanny już nie są takie piękne.
"Ciechocinek jest bardzo ładną, choć ostatnio nie nazbyt modną miejscowością wypoczynkową. Dość daleko jest stamtąd do lasu, nie ma w pobliżu wzgórz, nawet do Wisły trzeba iść spory kawałek drogi - około dwóch kilometrów. Otaczają Ciechocinek łąki i pola uprawne, rozciągające się w dawnym korycie Wisły. Jedyne spore wzgórze - to Raciążek ze sterczącym i z daleka widocznym kościółkiem. Dla młodzieży więc Ciechocinek nie stanowi żadnej atrakcji - młodzież woli miejscowości nad morzem lub w górach, nad jeziorami lub na brzegu rzeki, tam gdzie jest plaża z kajakami lub gdzie można odbywać długie, ciekawe spacery. Dlatego w Ciechocinku mało widać młodzieży.
Za to pełno tu ludzi starszych, statecznych kuracjuszy, którzy przyjeżdżają, aby wypoczywać i leczyć nadwątlone zdrowie. To dla nich przede wszystkim są sanatoria i łazienki z kąpielami solankowymi i borowinowymi. To przede wszystkim dla nich zbudowano słynne ciechocińskie tężnie, po których spływa solanka, nasycając powietrze zdrowotnym jodem. Kuracjuszom wystarcza piękny park zdrojowy ze stawem, po którym pływają łabędzie, z pawiami dostojnie kroczącymi po trawnikach, wystarcza im zapach róż rozkwitających na kwietnikach, kawiarnia w parku, spacery po zadrzewionych asfaltowych uliczkach, podziwianie pięknych fontann i wodotrysków.
W samym centrum Ciechocinka, tuż obok wielkiej fontanny w kształcie grzyba, jest parking strzeżony. Czarna limuzyna stała na nim pośród kilkunastu innych samochodów. Gdy zobaczyłem ów czarny wóz, podjechałem swym wehikułem pod budkę dozorcy parkingu."
Bunkry
Ponownie powraca na kartach książki historia bunkrów. Pokrywa się z tym co wiadomo o umocnieniach budowanych przez Niemców w okolicach Torunia :-)
"- Pani Haniu - spytałem dziewczynę - kto i kiedy zbudował w lesie bunkry?Wisła
- Mogę panu powiedzieć dokładną datę. To było na wiosnę 1944 roku. Niemcy zaczęli je budować wtedy gdy Armia Czerwona wkroczyła zwycięsko na tereny Polski.
- Niemcy jednak, zdaje się, nie wykorzystali tych umocnień dla obrony?
- Nie zdążyli. Armia Radziecka przystąpiła do ofensywy bardzo gwałtownie i od razu w kilku miejscach. Niemcy bali się, że broniąc się tutaj, zostaną otoczeni. Dlatego opuścili ten teren bez jednego wystrzału. Wiem to od swego ojca, bo sama miałam wówczas dopiero trzy lata."
"Sklepowa z PSS-u powiedziała, że pytał ją, czy żyje jeszcze ten, co to światła na rzece zapala. Czy mieszka w tym samym domku nad Wisłą? A jak sklepo wa rzekła, że on żyje i mieszka w tym samym domku nad rzeką"
Kiedyś po drugiej stronie rzeki mieszkał ktoś taki. O tym tutaj:
KONIEC
Acha no i jeszcze charakterystyczna zbiorowa mogiła członków bandy na wyspie wiślanej. No cóż mogił w powiecie ci u nas dostatek. Czy na Zielonej Kępie lub Kępie Dzikowskiej był jakiś cmentarz? ...Różnie ludzie gadają... ;-)
Acha no i jeszcze charakterystyczna zbiorowa mogiła członków bandy na wyspie wiślanej. No cóż mogił w powiecie ci u nas dostatek. Czy na Zielonej Kępie lub Kępie Dzikowskiej był jakiś cmentarz? ...Różnie ludzie gadają... ;-)
I to już wszystko. Nic więcej w tej powieści nie odnalazłem co dałoby się połączyć w jakiś sposób z terenami wokół Ciechocinka.
dodaje ciekawy komentarz do innego posta, który jakby się wiązał z powyższym "Jeszcze jedna informacja z wyżej wymienionego źródła, które to opisuje że na tym terenie w czasie swojej bytności rosyjscy żołnierze masowo umierali na cholerę. Chowano ich gdzie popadnie ,najczęściej bardzo płytko nawet na polach rolnych i w wydmach piaszczystych . Z czasami pług wyorywał jakieś kości nierzadko wiatr i deszcz wypłukiwał z wydm, więc ludzie zaczęli to wszystko znosić w jedno miejsce. Pisząc ten post przypomniałem sobie że na kępie Dzikowskiej jest droga którą często chodziliśmy na spacery i po lewej stronie tejże drogi na środku pola wystawał z nad zboża sporej wielkości pagórek porośnięty starodrzewiem nie pasujący to rozległej równiny lekko pofałdowanej kępy. K."
OdpowiedzUsuń