TAGI (szukasz postów powiązanych tematycznie tu je znajdziesz):

niedziela, 25 września 2016

Szukamy parawaniarzy.


Morze, nasze morze. Nasze poszukiwania słynnych parawaniarzy lub parawaningowców nad morzem zaczynamy na Przylądku Rozewie. Dookoła lasy, mało ludzi. Żeby dostać się na plażę, trzeba zejść z wysokiego klifu. Co prawda nie ma słońca, jednak podejrzewam, że nawet w pogodę nie ma tu za wiele ludzi. Sympatycznie. 
Brak słońca powoduje, że parawaniarze chowają się w swoich kwaterach. Parawaniarz to (cytując Wikipedię :-) takie stworzenie, które zawsze po plaży, porusza się z osobistym parawanem. 
Sam parawan to taka szmata, którą rozpina się na kilku kołkach. Oczywiście parawaniarz ma zawsze przy sobie osobisty paramłotek. Wykonany z drewna, który to jest specjalnie przystosowany konstrukcyjnie do wbijania kołków na plaży. Musi mieć taki rozmiar, żeby można było go użyć, nawet w przypadku nadużycia środków relaksujących w puszce i to przy wietrznej pogodzie. 
A do czego służy w/w parawan? Parawan plażowy to zmodyfikowana forma parawanu zwykłego. Udoskonalona technicznie, rozbudowana o kilka dodatkowych funkcji. 
Jedna z nich, to umożliwienie szybkiej aneksji kawałka plaży na własny użytek. Co bardziej zaawansowani w tej sztuce, potrafią zająć nawet kawałek morza.
Druga, to ochrona swoich rzeczy, przed dewastacyjnym działaniem potomstwa innych parawaniarzy.
Oczywiście parawany są w różnych rozmiarach. Większa szerokość czyli, co za tym idzie możliwość aneksji większego obszaru plaży, świadczy o statusie majątkowym jego właściciela.
Zwykle w miejscu ich działania pojawia się charakterystyczne stukanie. Jest to dźwięk, którym w/w zwołują się. 
Osobno, ale razem...
Podobno powstają już związki parawaniarskie oraz zawody w prawaningu. A lobby parawaningowe dąży do wejścia na olimpiadę. 
Na szczęście, samorządowcy nadmorscy powoli zaczynają zwalczać powyższy proceder. 
Mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedyś zjawię się na którejś z naszych popularnych plaż, aby powdychać zapach olejku do opalania, popływać pomiędzy rozlanymi na wodzie kałużami z rozpuszczonych kremów oraz poćwiczyć slalom pomiędzy pomiędzy zgromadzonymi tam tłumnie ludźmi. Nie będę musiał dodatkowo jeszcze ćwiczyć na torze przeszkód z porozwieszanych na półmetrowych palach, szmat.
Póki co, ratownik wywiesił blagą flagę. Niestety musiał poddać się. Trudno, jakby coś to czeka go niezły tor przeszkód...


Generalnie, jak wspomniałem wcześniej, wizytę nad polskim Bałtykiem rozpoczynamy od Rozewia.
Przylądek, podobno do niedawna był uważany za najdalej na północ wysunięte miejsce w Polsce.
Niestety, utracił swój znamienity tytuł na rzecz Jastrzębiej Góry.


Latarnia morska. 





Plaża, to świetne miejsce na trening. Poszliśmy pobiegać z rana. Po drodze mijaliśmy kilka osób, także biegających. 


W związku z tym, że na Rozewiu wita nas mgła, w poszukiwaniu słońca udajemy się do Władysławowa. Słońce jest, a wraz  z nim pojawiają się parawaniarze, banany do pływania i dilerzy kukurydzy.
Ok. kilka dni, ale żeby tu jechać na cały urlop? Nie, raczej podziękujemy.














       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam jest natychmiast usuwany. Spam will be deleted!

Dziękuję za poświęcony czas. Aby kontynuować przeglądanie starszych wpisów kliknij na link "starsze posty" lub wejdź w archiwum.